Mam wrażenie, że temat bardziej skupia się nie na samym tłumaczeniu, a zastosowaniu właściwej korekty w utworze.
Ja natomiast mam dwie zagwozdki związane faktycznie z językiem angielskim w oryginalnych pracach.
Ogólnie angielski jest mi znany na poziomie b2/c1, używam w pracy na co dzień (ostatnio mniej).
Will Eisner - Kontrakt z Bogiem, w moim wydaniu jest to ostatnia historyjka.
Oczywiście z kontekstu wynika to, że postaci tu występujące mają żydowskie korzenie, jednak wypowiedź kobiety w drugim dymku jest dla mnie nieprzyswajalna. Ktoś mógłby sprawdzić jak to przetłumaczono dla Egmontu?
Venomnibus vol 1, historia Funeral Pyre
Tutaj też z kontekstu wynika, że osoby porozumiewające się slangiem są raczej z nizin społecznych przez co ich angielski jest bardzo podwórkowy, ale zdanie "They be killin' us 'fwe don't dead 'em first!" kuje w oczy i to strasznie. Szukałem wczoraj co to jest to 'fwe i dopiero teraz gdy przepisywałem te słowa i czytałem to na głos dotarło do mnie, że może to jest "if we".
Kurde straszne i jednocześnie niesamowite jest to jak języki i jego odmiany różnią się. Tu pojawia się też zadanie dla tłumacza, by dobrze oddać kontekst oryginalnej wypowiedzi. Pomińmy na chwilę polityczne gagi i inne. Pierwsze co przychodzi mi do głowy to postać Nightcrawlera. Zarówno w komiksach jak i w bajkach transmitowanych z polskim dubbingiem regularnie wplatał niemieckie słówka, a czasem i całe zdania w swoje wypowiedzi. Dla nas Polaków praktycznie każda jego wypowiedź jest zrozumiała, podczas gdy dla Amerykanów... Gdzieś kiedyś przeczytałem, że oni nie kumają o co chodzi diabełkowi i ani ich jego teksty nie bawią, ani nie gryzą, ignorują go totalnie.
Oczywiście my w języku polskim też moglibyśmy jakoś na siłę próbować przedstawić wydarzenia w bardziej oryginalny sposób, ale na pewno rzutowałoby to wówczas na cały odbiór utworu. Skoro złodziejaszki w Marvelu używają takich podwórkowych skrótów to przeróbmy ich na warszawskich cwaniaczków używających gwary. "Kie, gę" i jakieś inne zakończenia. Tylko, że no tutaj dokonujemy nadinterpretacji bowiem akcja dzieje się w USA i nie w Chicago tylko na Manhattanie (z tego co pamiętam). W dodatku czytelnicy spoza Warszawy (i w dodatku chyba tylko rdzenni...) mogą też nie zrozumieć jakiego slangu używają złodzieje posługujący się gwarą warszawską.
Przypomina mi to trochę czasy gdy spędziłem prawie pół roku studiów na wyjeździe we Włoszech, na Sardynii. Jest to jeden z najbiedniejszych regionów w całym kraju. Ludzie nie znają tam angielskiego, bez względu na wiek i status społeczny. Ja coś nawijałem w ich języku, z miesiąca na miesiąc lepiej. Na tyle, że gdy wyściubiłem nos poza Sardynię, ludzie w sklepach/knajpach pytali mnie czy jestem Sardyńczykiem, bo mam wyraźne naleciałości i akcent charakterystyczny dla ich dialektu... Nigdy nie poświęcałem większej uwagi na różnice regionalne dla języka włoskiego i byłem bardzo zdziwiony, gdy dodatko mi taką przywarę, ale w sumie w jakiś sposób zrobiło mi się miło, bo to znaczyło, że dobrze osłuchałem się z językiem i tym jak słowa wypowiadają osoby z mojego "nowego" otoczenia.