Morze Aralskie - zdecydowanie najlepszą historią w zbiorku jest ta pierwsza, najdłuższa - tytułowa. I bardzo ładna okładka, też zresztą ją ilustrująca. Twórcy wiedzieli co jest mocną stroną i wepchnęli ją na pierwszy plan. Reszta historii, mimo mojej sympatii do autorów, którą zapałałem po przeczytaniu Morza, to jednak zapychacze. Opowieści jakby dodane do niej prosto z szuflady lub jakichś magazynów, żeby można było wydać ten dobry komiks jako album. Z tyłu okładki podjęto próbę ich połączenia w całość dodając tekst, że niby w czarnych skrzynkach z wraku samolotu znaleziono zapisy tych opowieści "pozornie ze sobą niepowiązanych". Ale tam nie ma pozorów, to zbiór różnych opowiadań z jednym mocnym tytułem i resztą przeciętnych. Choć nie mogę odmówić twórcom próby bycia pomysłowym i fajnym. 14-letnia dziewczynka, która oddaje się inżynierowi Kanału Panamskiego, uczenie pływania łososi w górę rzeki, byk na dachu kamienicy i zmarły, który opowiada o dobieraniu stroju do trumny. No fajne, fajne, ale bez polotu. Próba bycia fajnym nieudana. Gdybym miał jakoś połączyć te opowieści sensowniej niż twórcy w opisie komiksu, to powiedziałbym, że one wszystkie opowiadają o przemijaniu. Jakiś temat przewodni jest. Główna historia zajmuje niemal połowę albumu, liczy 28 plansz, a pozostałe w sumie 33. Może warto zastanowić się czy wydać pieniądze na 28 plansz komiksu, który ma świetne (też najlepsze w zbiorku) rysunki, kolory, fabułę i znakomitą okładkę. Nawet nie piszę o czym to jest, bo jest tak krótki i tak wiele stron zawierają ładne widoczki, że wszystko będzie spoilerem. Ja tam nie żałuję, bo nawet teraz przeglądam sobie plansze, ale resztę historii zapomnę w ciągu kilku dni. Nie są złe, ale dobre też nie.