Nie oszukujmy się, dla wielu z nas, komiksy to nałóg
Komiksy są w moim życiu nieprzerwanie od pamiętnego (dla mnie) grudnia 1995 roku, gdy kupiłem sobie Supermana 12/95. Od tego czasu pasja trwa, rozwija się, pieniądze pozwalają na zakupy "z pierwszego obiegu".
Ale w poprzednim miesiącu (chyba po raz pierwszy od '95) zdałem sobie sprawę, że kupowanie nowości nie sprawia mi takiej frajdy niż możliwość zakupu 1 czy 2 zeszytów miesięcznie (bo na tyle było człowieka stać) w połowie lat '90 XX wieku.
Tak. U mnie kupowanie komiksów to nałóg. Jeszcze z 15 lat temu mówiłem sobie, że nie sprzedam żadnego zakupionego komiksu (nie mówię o dublach). Zmieniło się to dość szybko, bo w 2007 sprzedałem Azyl Arkham i Incala. Teraz zastanawiam się jak uszczuplić moją kolekcję, by dało się normalnie przejść po mieszkaniu
i w miarę odzyskać hajs... na nowe zakupy...
i nadal ciężko mi podejść do tematu sprzedaży... Ale jak kiedyś któraś z tych kupek na podłodze się zje...ie i komiksy się poniszczą to pewnie przeleje się szala goryczy i będę szybko wystawiał pozycje, do których już na bank nie wrócę.
(nie, moja żona nie czyta tego forum, "przez przypadek" nie popchnie makulatury, by ta się rozsypała... chyba...)