I tu właśnie pojawia się temat płodności autora jak również jego tempa.
Nie, to bardzo błędne myślenie.
Mróz osiąga kosmiczne zyski nie dlatego, że generuje dużo tytułów rocznie, ale przede wszystkim ze względu na sprzedawane nakłady.
Jeśli przyjrzysz się rankingom polskich pisarzy, to są tam autorzy, którzy mają jeden tytuł rocznie, a dochody bliskie podium, bo sprzedają znacząco więcej.
W komiksie to tak nie zadziała, bo nie narysujesz dużo więcej (wiesz ile się robi jedną planszę?), a nakład nawet nie zbliży się do nakładów książek, KiK to anomalia (i zupełnie inny temat).
Przy projekcie „minimum”, czyli tani zeszyt, o małej objętości, dostępny powszechnie i skierowany do szerokiego czytelnika (nie tylko W7, przecież jest np. Wilq, było kilka innych tego typu projektów), jedyny realny dochód wynika ze skali sprzedaży. A tej sprzedaży na zadawalającym poziomie w Polsce nie ma i nie zapowiada się, że będzie.
Przecież to jest mega proste do policzenia, 1,5 pln za zeszyt x kasa, którą uważasz, że jest „właściwa” za wykonaną pracę = poziom sprzedaży, który miałby jakikolwiek sens.
Licencje?
Sprzedaż komiksu do Polski, który wygenerował już zyski w swoim kraju, szczególnie takim, który jest „komiksowym eldorado”, jest traktowany przez autorów jako dodatkowy bonus, a nie główne źródło dochodu. W niektórych sytuacjach ta Polska edycja może być nawet jedynie „na waciki”.
W druga stronę? Polacy wydali już trochę na różnych rynkach, nie słyszałem o jakimś spektakularnym sukcesie, jesteśmy tam jakimś drobnym elementem rynku, elementem zewnętrznym, za którym nie stoi olbrzymi rynek rodzimy czy wielka machina promocyjna. Nisza w niszy, która pojawia się jako malutki epizod w jednej z wielu nisz na mega-zróżnicowanych i zapchanych rodzimymi produkcjami rynkach.