Ta regulacja jest zwyczajnie głupia i szkodliwa wszędzie, we Francji też. Gdyby działała kulturotwórczo, nie trzeba byłoby latami zabierać jednym, żeby popychać mechanizm, z którego korzystają drudzy. Kulturotwórczy mecenat państwa (w sensie pozytywnej roli dotacji) jest dość łatwo podważany na bazie klasycznego rozumienia wolności twórczej i wolnego gospodarowania. Żeby nie powielać dawno i dobrze przeprowadzonych rozumowań, strywializuję od takiej strony: wielebnyTadeo też tworzy kulturę, ze zdaje się dużym odzewem. Finansować go za publiczne, czy nie? Uczciwa odpowiedź (każda) może dać ciekawe wnioski.
Te inne państwa, nie to że rozumieją wagę rodzimej kultury, tylko politycy i urzędniki rozumieją moc hasełek dających poparcie, a kultura tworzy się bez względu, czy biurokrata sypnie dziengami, czy nie. Bo tworzy się na styku twórca - odbiorca.
Zawężając do rodzimego komiksu: jeśli produkt (dobro kultury, dzieło sztuki) jest taki dobry, to czemu niewielu go chce? Od zdaje się 20 lat środowisko (z tego, co się zorientowałem) dyskutuje co zrobić i najczęściej wymieniane (chyba jedyne?) remedium to: dotacje. Ale po co dotować dobry produkt?
Konkurujesz Turu, z całą masą przeróżnych wytworów kultury, z zagranicznymi komiksami i ze swoimi kolegami też. Piszę Ty, ale dotyczy to oczywiście każdego twórcy czy wydawcy. Jak dotrzeć do potencjalnych nowych odbiorców? A gdzie oni przebywają, hę?
Na tym forum masz tysiąc potencjalnych (zarejestrowanych) i masę przyglądających się.
Sami przychodzą - na Gildię przychodzili narzekacze, ktoś się pokusił o przeciągnięcie ich, zachęcenie, pokazanie czegoś innego, żeby wziął nasze? Dostawali zwykle: nie podoba się, to wypier... Sięgnie? Sam przyszedł.
Co można zrobić, gdzie szukać nowych odbiorców? Tak, ja zobaczyłem w Fenixie, przypadek, spodobało się, wróciłem do komiksu.
Życie:
rok temu, zjazd ogólniakowy, przyjaciel z dawnych lat, prawnik, żona sędzia, stateczni ludzie. Fantastykę porzucił, za to obydwoje namiętnie oglądają jakieś kuce z bronksu (wtedy nie wiedziałem co to). Przypomniałem sobie, jak próbowałem się zorientować w komiksowie i kilkukrotnie trafiłem na dyskusje o stanie. To polazłem, jakieś duże wyświetlenia, może ktoś do tego Dema (ze środowiska przecież) poszedł, żeby ten wsparł, coś pokazał. Nic? Nie chciałby? Ale se sam te ilości zbudował, czy z dotacji?
To może któryś wydawca ma chociaż układ z jakąś księgarnią wysyłkową i do knig sf czy sensacyjnych choć wrzuca zakładkoulotki z czymś, w co wierzy? W zamian za na przykład rysowany banerek?
Rynek polskiej fantastyki, powieści sensacyjnej, książki dziecięcej - one 20 lat temu wyglądały podobnie jak rynek komiksu. To nie dotacje je uratowały. Znam dwie dziewczyny, jednoosobowo wydające książki dziecięce, wyłącznie polskie. Konkurują od wielu lat z całym tym szitem z licencji za grosze, wyrąbał je i Matras i Empik. Stały po targach mody, rzemiosła, same dowoziły książki. Szukały możliwości.