Opowiem z własnego doświadczenia. Wychowany na Świecie Młodych, Kleksie i Kajku i Kokoszu. TM Semic podarował mi drugą komiksową młodość. Komiksy zacząłem przeglądać i gromadzić zanim nauczyłem się czytać.
Prawdą jest, że póżniej, na początku nowego milenium, całkowicie pochłonęły mnie gry na konsole, a jeśli już coś czytałem, to raczej książki, niż komiksy.
Do hobby zacząłem trochę wracać podczas dwóch lat pobytu w GB. Ebay stał się moją miłością. To za jakie grosze dawało radę tam wyhaczyć świetne (z mojego punktu widzenia) tytuły, do dzisiaj śni mi się po nocach. W sensie, że literalnie.
Po powrocie, ceny w ojczyźnie uznałem za nieco zaporowe i znów zostawiłem medium na jakiś czas.
Od jakichś czterech lat z powrotem uzależniony.
Ale nie o tem chciałem. Jako typowy rodzic, próbowałem swoje komiksowe zainteresowania przerzucić również na córcię. Działało na zasadzie: wyciągnąłem z kartonów sagę o Milusiu Christy i wnet smok stał się jej ulubioną postacią. Ale pod warunkiem, że to tata jej czyta. Kiedy miała czas wolny, to zawsze wolała pooglądać na komipie jakąś bajkę. Nawet, jeśli widziała już ją ileś razy.
Od czytania jej komiksów byli rodzice. A miała już 6 wiosen na karku. Ja w tym wieku byłem już po lekturze Przygód Jonki, Jonka i Kleksa (notabene tytuł ten wyjątkowo Aluśce nie podszedł).
Trochę straciłem już nadzieję. Parę dni temu do zakupionej Sagi o Potworze z Bagien, miły kontrachent dorzucił mi pierwszą część Gnata (Bone). Mówię małej. Zobacz Alka, tata kupił Ci komiks.
Od tamtej pory dzielnie przedziera się przez to niełatwe dla niej dzieło. Dzień w dzień czyta jakieś 10 stron.
Na dokładkę; to już z zupełnie innej beczki; ostatnio podczas słuchania tytułowego utworu z Ostatecznego Krachu Systemu Korporacji, Alka mówi: Tato, możesz jeszcze raz puścić ten utwór, który leciał? Z pewnymi oporami, przez wzgląd na dosadny miejscami tekst puściłem jeszcze raz, potem jeszcze raz, aż mi się znudziło i ustawiłem na repeat.
Dzieciaki nasiąkają w swoim tempie, tym, co widzą u rodziców. Na pewnym etapie dochodzi do kulminacji. Jak to w filmowym Kruku było: w oczach dziecka matka jest bogiem. Myślę, że ojciec trochę też. Trzeba uważać, aby tego nie zmarnować czy nie wykoślawić. Tyle chciałem.