Ale w poprzednim miesiącu (chyba po raz pierwszy od '95) zdałem sobie sprawę, że kupowanie nowości nie sprawia mi takiej frajdy niż możliwość zakupu 1 czy 2 zeszytów miesięcznie (bo na tyle było człowieka stać) w połowie lat '90 XX wieku.
A to nie jest tak, że przy dzisiejszych możliwościach dostępu do czegokolwiek: filmów, gier, komiksów, książek, muzyki... nie sprawiają one tyle frajdy co kiedyś, gdy miało się ich mniej?
Teraz zastanawiam się jak uszczuplić moją kolekcję, by dało się normalnie przejść po mieszkaniu i w miarę odzyskać hajs... na nowe zakupy... i nadal ciężko mi podejść do tematu sprzedaży... Ale jak kiedyś któraś z tych kupek na podłodze się zje...ie i komiksy się poniszczą to pewnie przeleje się szala goryczy i będę szybko wystawiał pozycje, do których już na bank nie wrócę.
No mam podobnie. Ciągle coś tam sprzedaje, ale patrząc na to ile ich mam, ile mam miejsca, ile zaległości, ile wciąż wychodzi komiksów, wychodzi na to, że do niewielu z nich wrócę. Powinienem zachować te absolutnie najważniejsze, niechby to chociaż była z połowa tego co obecnie mam, ale nie jest to łatwe