Dla kogoś wychowanego na Monty Pythonie Ongrysowe KA to must-have. 13 to chyba rzeczywiście najlepszy start dla zaczynających, ja przy lekturze 1 i 2 śmiałem się jak przy oglądaniu skeczu z Piłatem (wiadomo gdzie). Z kolei nowe Dreddy to idealne wyważenie nowoczesnej historii superbohaterskiej (no...) z zachowaniem specyfiki i oryginalności tego uniwersum. Zresztą, sam Dredd to dla mnie trochę taka metapostać, chyba z definicji jest niemożliwe określenie jej środka ciężkości - czy jest to autoparodia, pastisz czy też mokry sen torysa. I do tego te crossovery - sam pomysł zestawienia Dredda z Batmanem lub Lobo (w zasadzie z kimkolwiek, gdyż jest on bardzo unikatową postacią) sam w sobie jest już gwarantujący oryginalną rozrywkę. Mi on najbardziej przypomina akademickich profesorów z często szczątkowym poczuciem humoru, co, o ironio!, owocowało absurdalnymi i śmiesznymi sytuacjami.
Co do nowości: Ameryka, Tytan super, niedawno czytałem Szambalę (tam Dredd też ma kilka swoich mordujących jelita wstawek) i jestem pod wrażeniem pewnej spójności mimo różnorodności tego uniwersum. I pomyśleć, że komuś obraz tej postaci mógłby utrwalić wiadomy film, brrr......