Czyżby jednak nie był to aż tak dobry komiks, żeby bronić jego honoru? Ale tak precyzyjnie, bez dreptania wokół "nie czujecie konwencji / nie zrozumieliście". Prosimy o konkret: jeśli nawiązania to do czego, jeśli parodia, pastisz czy graficzny cytat to czego, jeśli nowatorstwo to w czym. Damy radę? 
Po pierwsze ja nie bronię niczyjego honoru, jeśli już to swojego zdania o tym komiksie.
I nie kupuję tych argumentów polegających na czepianiu się (to jest dobre słowo) pierdółek, które są obecne w większości komiksów, literaturze i filmach, bo taka forma jest zawsze jakimś uproszczeniem, na które się godzimy w większym lub mniejszym stopniu.
Niezrozumienie Kronik Barbarzyńców jest według mnie jak najbardziej, bo skupiacie się na rzeczach, którymi ten komiks nie stoi, jednocześnie pomijając kwestie, w których jest świetny. Nie stoi chociażby logiką na poziomie utworów Arthura Conan Doyle’a oraz Agathy Christie. Pomijam już, że jest masę przekłamań w waszych wypowiedziach, do których chcecie, żebym się odnosił. Ja również nie pamiętam dokładnie każdego dymka i kadru, wiec takie przerzucanie się własną interpretacją konkretnych scen, traci sens.
Kroniki Barbarzyńców według mnie stoją zabawą gatunkami, Mitton nimi żongluje w mistrzowski sposób, w dużej mierze za pomocą obrazu, który często przypomina filmowy. Dlatego jeśli ktoś zwraca mało uwagi na rysunki, to wiele go omija. Mitton bawi się też narracją, pierwsza część komiksu jest z punktu widzenia Europejczyków, którzy Wikingów postrzegają jako barbarzyńców, grabieżców, mówiących w niezrozumiałym języku (więc dymki w obcym języku są zabiegiem narracyjnym i świadomym, łacinę też mamy). Druga część jest z punktu widzenia samych Wikingów, którzy postrzegają świat przez pryzmat wierzeń, wszędzie widzą znaki, bogów i siły nadprzyrodzone sterujące ich losem. Stąd przerysowana i wręcz absurdalna postać Friddy, która uważa się za kapłankę Thora. Akurat najzabawniejsze w tej postaci jest nie to, że cały czas chodzi nago (bo niby dlaczego? absurd!), tylko fakt, że Wikingowie traktują ją poważnie. Z drugiej strony, może Fridda jest upostaciowionym przez Mittona wierzeniem, mitem i tak należy ją traktować? Podobnie jak bogowie i boginki którym często nadajemy jakiś wizerunek, tak tutaj Mitton parodiuje przesądy wikingów nadając im formę seksualnej ale jednak groźnej feminy. Żeby nie było tak kolorowo, końcówka rzeczywiście jest dziwna, Mitton wprowadza wątek mistyczny, którego osobiście nie rozszyfrowałem.
Więc podsumowują, przede wszystkim zabawa gatunkami i narracją, główny bohater jako nośnik opowieści, a raczej awantury, nagość obu płci, przemoc, wydzieliny, nie dla wrażliwych, plus świetne rysunki, gdzie Mitton rysuje na bogato, w jednym kadrze potrafi umieścić kilkanaście postaci i każda wygląda inaczej. Słowem, ja się nie nudziłem i komiks do przeczytania ponownie, żeby wyłapać wszystkie smaczki gatunkowe i narracyjne, oraz być może ponownie podejść do próby rozszyfrowania zakończenia.