"Button Mana" chciałem mieć odkąd pojawiły się pierwsze zapowiedzi. Potem cena nieco ostudziła chęci, ale przed dwoma tygodniami dałem się wciągnąć w polowanie na Cyngla. A z tej gry się nie odchodzi...
Tak więc wywaliłem półtorej stówy (plus kilka złociszy za parking przy katowickiej Komiksiarni) i mam co chciałem. Czy żałuję zakupu? Pewnie, że nie! Na szczęście trafiłem z nastawieniem i spełnił on moje oczekiwania. Opinie niektórych z Was zapowiadały wręcz arcydzieło, ale kluczem był wpis Kolegi
komiksowe_warianty, który napisał tak:
Mam skojarzenia z takim typowym filmem z Jasonem Stathamem. Strzały, wybuchy, bohater madafaka, a potem wyłączam TV i zapominam, że coś takiego obejrzałem.
Udało mi się przekonać samego siebie, że właśnie takiego "akcyjniaka" potrzebuję, no i pykło. Nie zapomniałem, co przeczytałem i "Cyngiel" trafił nawet do mojego Top10 zeszłego roku, co prawda na 10. miejsce, ale jest.
Fabularnie - recykling pomysłów, nie ma tam nic nowego. Wszystko to gdzieś już widziałem albo przeczytałem. Ale te kalki i klisze są tak zgrabnie poukładane, że przeczytałem ten komiks za jednym posiedzeniem. Chłonąłem akcję i chciałem wiedzieć, jak to się skończy.
Rysunki Ransona, realistyczne, ale trochę takie brudne i chropowate, świetnie pasują właśnie do takiej treści - mrocznej, poważnej i brutalnej.
W "Button Manie" znalazłem wszystko, co znaleźć chciałem. Jedyne czego nie ma w tym komiksie, to dobrych facetów.