Nie da się każdemu dogodzić. Mi się osobiście Sonata podoba ze względu na światotwórstwo. Planeta na którą można przybywać tylko w określonych cyklach. Skrywająca starożytne tajemnice i Bogowie (?) stąpający po jej powierzchni. Ok może i jest tam trochę ogranych motywów. Dwie nacje rywalizujące o planetę tak różne, a mające ze sobą wiele wspólnego, a pomiędzy to rzuceni z tych dwójka zakochanych młodych ludzi z tych rodów, to jest trochę ograne, ale dobrze napisane. Temu komiksowi bliżej do komiksów europejskich o charakterze przygodowo science fiction niż standardowemu amerykańskiemu. Zachwycasz się Vae Victis, ale tam też są ograne motywy (złe Cesarstwo Rzymskie, spiski, zniewolenie). Pomimo że kreska Miltona wygląda rewelacyjnie to jednak nie wiem czy wybija się ponad coś więcej w porównania do kreski Paula Tenga. Ale w sumie rozumiem dlaczego może się podobać lepiej od Sonaty, bo przecież co kilka stron jak nie goły cyc to goła pupa. Też daje okejkę. 
Zachwycam to trochę za duże słowo. Ale w kwestii narracji i całego prowadzenia historii to jest klasa wyżej niż Sonata. W sonacie wszystko jest ugrzecznione i wygładzone za to w Vae Victis jest solidna, krwista, przygodowa historia no i rysunki mimo wszystko bardziej mi odpowiadają. I nie, nie chodzi mi o cycki i łapanie za tyłek- jakbym tylko tego chciał to bym sobie parno odpalił jakieś. Światotwórstwo właśnie dla mnie leży i kwiczy w tym komiksie, niby są wątki jakichś starożytnych bogów i bla bla, ale te tajemnice są tak ciekawe, że aż wcale. Wszystko jakieś płytkie, rozmyte no nie podoba mi się to w ogóle, ani ten świat, ani ci infantylni bohaterowie i ich idiotyczne zachowania. Vae Victis jest bardziej skondensowane, ma swój fajny klimat- może i ma jakieś drobne głupotki, ale to wszystko całościowo ładnie płynie. Może i komuś będzie się bardziej podobać warstwa wizualna Sonaty- to mogę zrozumieć, ale całościowo w ogóle nie ma co porównywać. Vae Victis lepsze- i bez cycków też by było lepsze.
