Acriborea. To był naprawdę dobry komiks. Żeby było jasne. Jest to komiks środka, jakich myślę nam więcej potrzeba. Bo przecież wszystko tak naprawdę nie jest genialne, czy wręcz ostatecznym osiągnięciem sztuki komiksowej. Potrzebujemy komiksów środka, dobrej rozrywki, która nie obraża naszej inteligencji. I Acriborea to właśnie komiks środka, ale z tej trochę wyższej półki w tym segmencie. Mamy kolonizację nowego świata, problemy z lokalsami i ludzką próbę dominacji we wszechświecie. Czyli temat, jakich wiele. Ale jednak scenarzysta miał na to wszystko pomysł. Cały wykreowany świat, wątki, postaci spokojnie mogły by zająć więcej albumów. Autor postawił jednak na przedstawienie tak naprawdę kilku kluczowych dni, tygodni. I dobrze. Dużo się dzieje, dowiadujemy się wszystkiego po kolei wraz z bohaterami, akcja prze naprzód, nie ma przestojów, ale są też małe chwile oddechu. Pozostało kilka wątków, które można by dopisc, ale nie ma takiej potrzeby. Czasem warto zostawić coś, co czytelnik będzie mógł sobie przemyśleć, czy też nawet dopowiedzieć.
Graficznie też jest dobrze. Szczególnie wszelkie pojazdy, budowle, walki na ziemi, w powietrzu i kosmosie, ale i bagna robią wrażenie. Rysownik rzeczywiście przyłożył się do pracy i odwalił kawał dobrej roboty. Jedynie twarze ludzi są trochę specyficzne, ale da się przyzwyczaić. Zresztą można zerknąć na plansze w necie, bo Studio Lain dużo ich udostępniło.
Jest to dobry, warty uwagi komiks środka, z wartką akcją, przemyślanym światem i problemami, ale i ciekawym rysunkiem. Poziom Armady, Orbital, czy pierwszych tomów Valeriana. Nie taki sam, ale w tym przedziale. Mi czas upłynął szybko, bo sam komiks nie pozwalał na nudę i leciał z akcja szybko do przodu. Ale i tak zatrzymywałem się co jakiś czas, aby podziwiać te miasta, statki, czy spektakularne walki.
Polecam.