A wiec w komiksie rysunki przede wszystkim, a scenariusz jak jest, to dobrze, ale jak nie ma, to tez nie musi byc zle. Tak mi sie wydaje.
To jest ciekawe zagadnienie, ale prawda (dla niektorych moze byc to jedynie półprawda) jest taka, że, ogolnie rzecz biorac, w komiksach scenariusz zawsze był na drugim planie - plan pierwszy to oczywiscie rysunki. Wielokrotnie juz slyszalem, że komiks dobrze narysowany (nie wnikam tutaj, co to znaczy) zawsze sie obroni, ale jak rysunki sa do bani, to najlepszy scenariusz go nie uratuje.
to działa tylko do pewnego stopnia, bo gdy po latach mimo woli wyłapuję, o co chodzi w niektórych piosenkach (nie tylko angielskich), przestaję być ich "fanem". a w zasadzie nabieram przekonania, że nigdy nim nie byłem. w ogóle na starość utwierdzam się w myśleniu, że w zasadzie prawie wszystkie piosenki (jak to mówi nasz Kolega) ssą i dobre są prawie jedynie te utwory, które nie przenoszą żadnej treści, a przynajmniej nie wprost.
Ja na przykład w angielskich piosenkach w ogóle nie wiem o czym śpiewają, co nie przeszkadza mi być fanem tego czy innego wykonawcy.
...a tak na marginesie, to wydaje mi się, że Kuki wpuszcza nas w maliny, swoją małą prowokacyjką, hjech!
A ja powiem może nie odwrotnie (bo kiepskiego scenariusza nie będę bronił bo i po co?) ale jednak jeśli kreska/rysunek mi nie pasuje to nie mogę się zmusić żeby coś takiego kupić czy przeczytać.Machiny Teda McKeevera... Za pierwszym razem o grafice powiedziałem wtf, co za sheet i takie tam. Scenariusz był (na wówczas) se taki...
[...]Nie, nie wpuszczam. Naprawde tak mi sie wydaje. Ale mysle, ze rozumiem Wasze obruszenie na moje stwierdzenie. Wyglada na to, ze nie tyle jestescie fanami komiksu samego w sobie, lecz raczej poszukiwaczami opowiesci, a komiks lubicie, a byc moze nawet przedkladacie nad inne media, dlatego, ze serwuje opowiesci na "nosniku estetycznym" jaki lubicie (rysunek), dzieki czemu mozecie sie tez troche ponapawac samym nosnikiem jakby przy okazji samej opowiesci. A i sam sposob serwowania opowiesci wymaga stosunkowo niewielkiego zaangazowania i odbywa sie o wiele szybciej niz np. ma to miejsce za posrednictwem literatury. Innymi slowy, komiks jako taka troche alternatywa dla filmu. Ale nie wiem, czy to mozna nazwac prawdziwa miloscia do samego komiksu? Wyobrazam sobie, że chyba nie.
a tak na marginesie, to wydaje mi się, że Kuki wpuszcza nas w maliny, swoją małą prowokacyjką, hjech!
Do tej pory lubię sobie wyjąć z półki jakiś komiks, pokontemplować kilka kadrów i odłożyć.
A ja powiem może nie odwrotnie (bo kiepskiego scenariusza nie będę bronił bo i po co?) ale jednak jeśli kreska/rysunek mi nie pasuje to nie mogę się zmusić żeby coś takiego kupić czy przeczytać.
to ciekawe, co mówisz, chyba że znów wpuszczasz w maliny, a tego stwierdzić z całą pewnością nie mogę, bo jesteś na wyższym stopniu ewolucji (przynajmniej od takiego prymitywa jak ja).No, nie. Takiego policzka w twarz z samego rana się nie spodziewałem i oczywiście zgłosiłem Twój post moderacji, jako naruszenie wszelkich zasad przyzwoitości.
a z ciekawości, jeśli można..... oprócz komiksu i filmu aktywnie przyswajasz regularnie jakiekolwiek inne sztuki wizualne? (myślę tu przede wszystkim o malarstwie lub fotografice (rozumianej bardziej jako sztuka kreatywna niż forma utrwalania rzeczywistości)raczej nie. jak juz napisalem, prawdopodobnie jestem nieco upośledzony obrazowo. rzadko kiedy obrazy wywołują u mnie jakies emocje. moze po prostu zbyt dużo ich widzialem i sie przyzwyczailem. jesli juz, to jestem bardziej sfokusowany na kompozycję, sktrukture, organizację, czyli jakby na oglad rzeczy z bardziej abstrakcyjnego punktu widzenia.
Określenie: "powieść graficzna" nie wzięło się znikąd. W powieści graficznej ważna przede wszystkim grafika ;)Dla mnie w tym określeniu kluczowe jest jednak słowo "powieść", które daje do zrozumienia, że w takim tworze znajduje się też coś do poczytania, a nie tylko obrazki do obejrzenia. Oba aspekty są ważne, ale mimo wszystko dla mnie scenariusz>rysunki, kiepsko napisane komiksy z fajną grafiką są jak wakacyjne blockbustery z super efektami, ale słabo zagrane i z nijaką fabułą. Czasami aż szkoda rysunków do niektórych scenariuszy. Komiksy jednak bardziej czytam niż oglądam i później wracam bardziej do historii niż obrazków.
Określenie powieść graficzna wzięło się z kompleksów.
Określenie powieść graficzna wzięło się z kompleksów.też tak kiedyś myślałem.
Rysunek/kadrowanie/układ plansz przede wszystkim. Tekst jest ważny ale nie najważniejszy. Określenie: "powieść graficzna" nie wzięło się znikąd. W powieści graficznej ważna przede wszystkim grafika ;)moim zdaniem słowo "powieść" jest tu (zazwyczaj) na wyrost, ale jak najbardziej jednak powinno być cokolwiek odnoszącego się do narracji, z braku laku - niech będzie ta powieść. ale na pewno nie powiedziałbym tego co Ty, że w powieści graficznej "przede wszystkim grafika".
Do Moderatora!!!temat Taurus stał się ostatnio mało ciekawy, więc z dwojga złego, może lepiej go przemianować? ;)
Nie da się przenieść ostatnich stron do innego wątku? Bo to ni jak ma się do tematu wydawnictwa Taurus 🤷♂️
Do Moderatora!!!
Nie da się przenieść ostatnich stron do innego wątku? Bo to ni jak ma się do tematu wydawnictwa Taurus 🤷♂️
A to nie chodziło o to, że w USA nobilitowano utwory nazywając je powieścią graficzną żeby odróżnić go od typowego komiksu czyli wysokonakładowej zeszytowej pulpy dla nastolatków ?
Zresztą - to Dorison, czyli zapewne będzie trochę dobrze, trochę dziwnie i bez cudów.
Ale takich jest chyba niewielu.
Mnie tak z miejsca to na myśl przychodzą: Will Eisner, Carl Barks, Darwyn Cooke, Don Rosa, Stan Sakai... Jeff Smith może jeszcze...
Ale takich jest chyba niewielu.
Dla mnie idealnie jak dobry rysownik jest jednocześnie dobrym scenarzystą.
Nie przypominam sobie natomiast żadnego posiadanego komiksu z rewelacyjnym scenariuszem i jakimiś odrażającymi, wybitnie niepodobającymi mi się rysunkami. Wnioski?
Van Sciver czy może raczej Kordey (ten od wiewiórko-Wolverine'a (https://comicvine1.cbsistatic.com/uploads/original/11130/111306991/6980150-nx_kordej01.jpg))?
A w ogóle znasz taki komiks? "Odrażające, wybitnie niepodobające się rysunki" to mocne określenie, dlatego sam się zastanawiam nad takim komiksem.
Van Sciver czy może raczej Kordey (ten od wiewiórko-Wolverine'a (https://comicvine1.cbsistatic.com/uploads/original/11130/111306991/6980150-nx_kordej01.jpg))?A może nie chodzi o terminy, a samą konwencję rysunku. Marvel przyzwyczaił nas do pewnych standardów rysunkowych - jeśli nagle jakiś artysta wyskoczy ze stylem, którego nie potrafimy utożsamić z wcześniejszymi, bywa ciężki do zaakceptowania i z pewnością szokuje, podczas gdy w innych konwencjach może zachwycić.
W każdym razie jest to też dobry przykład na to, jak nierealnie krótkie terminy wpływają na jakość rysunków.
Dobry scenariusz może spowodować, że nie będę pamiętał o słabych rysunkach. Słabego scenariusza nic nie uratuje.
Poza tym idealnym przykładem komiksu gdzie scenariusz idzie w parze z rysunkiem i tworzy świetną całość jest seria SandmanNaprawde uwazasz, ze rysunki w Sadmanie sa swietne? Moim zdaniem jest calkowicie odwrotnie - rysunki sa w wiekszosci ledwie poprawne, a momentami nie nadazaja za scenariuszem - np. taka Zabawa w Ciebie, gdzie niektore zeszyty sa wrecz szkaradne.
Naprawde uwazasz, ze rysunki w Sadmanie sa swietne? Moim zdaniem jest calkowicie odwrotnie - rysunki sa w wiekszosci ledwie poprawne, a momentami nie nadazaja za scenariuszem - np. taka Zabawa w Ciebie, gdzie niektore zeszyty sa wrecz szkaradne.
Poza tym idealnym przykładem komiksu gdzie scenariusz idzie w parze z rysunkiem i tworzy świetną całość jest seria SandmanRównież nie powiedziałbym. Mnie tam ani gawędzenie Gaimana nie urzekło, ani rysunki, chociażby Kieth'a, ale to rzecz gustu, co do kogo przemawia.
Za idealny przykład komiksu, natomiast, gdzie scenariusz idzie w parze z rysunkiem i miałby tworzyć doskonale współgrającą całość powinna być sytuacja, gdzie scenarzystą i artystą zarazem jest ta sama osoba. Nie dochodzi tu do sytuacji, że wizja narracyjna może nie pokrywać się z wizualną, chyba, że artysta nie jest tak dobrym scenarzystą i vice versa, a znowu często tak bywa.
Tak samo było zdaje się zresztą w Sandmanach. 1 TPB i 4 rysowników.Zmiany rysowników i, co za tym idzie, stylu rysowania stoja w zgodzie z ogólnym konceptem Sandmana: świat snu ze wzgledu na amorfizm przynalezny jego istocie i ja definujacy moze byc wizualizowany/materializowany jedynie za sprawą psychicznej ektoplazmy śniącego, w tym przypadku - rysownika, i dlatego, z definicji, jest zawsze subiektywna projekcja. Zatem w dazeniu do pełnego oddania istoty snu, zmieniaja sie rysownicy.
Oto oczętami łez pełnemi wejrzałem na forum i ujrzałem upadek cywilizacji, jaką znamy 8-0To nie upadek cywilizacji tylko zmiana paradygmatu. Nie wiem, czy mi się to podoba, ale na pewno jest interesujące.
Sandman się nie podoba....
To nie upadek cywilizacji tylko zmiana paradygmatu. Nie wiem, czy mi się to podoba, ale na pewno jest interesujące.nie sądzę, nie poznałem nigdy dotąd np. macierzy dyscyplinarnej poprzedniego. poza tym nie możemy być pewni, że (jak zauważył już sam Kuhn) nowy paradygmat zaprowadzi nas bliżej prawdy.
Ależ w tym przypadku możemy być pewni, że prowadzi nas bliżej prawdy, tylko że bedzie to prawda trzeciego rodzaju (w kategoryzacji prawdy wg Tischnera).filozofia góralska jest bezsprzecznie prawdą trzeciego rodzaju.
A takie komiksy jak Storm czy Najemnik ?
Feralnego majora i inne Moebiusy też pewnie puścilibyście na sprzedaż bo przecież tam jest bełkot zamiast scenariusza.
O Druillecie ktoś tu już wspominał (Salambo), ja nawet nie próbuje tego czytać po raz drugi a przecież z przyjemnością się to ogląda.
Oto oczętami łez pełnemi wejrzałem na forum i ujrzałem upadek cywilizacji, jaką znamy 8-0
Sandman się nie podoba....
Feralnego majora i inne Moebiusy też pewnie puścilibyście na sprzedaż bo przecież tam jest bełkot zamiast scenariusza.W Feralnym i innych ów bełkot jest istotną wartością tych komiksów. Słaba, ale klasyczna fabuła, byłaby jeszcze bardziej nie do zniesienia.
Zmiany rysowników i, co za tym idzie, stylu rysowania stoja w zgodzie z ogólnym konceptem Sandmana: świat snu ze wzgledu na amorfizm przynalezny jego istocie i ja definujacy moze byc wizualizowany/materializowany jedynie za sprawą psychicznej ektoplazmy śniącego, w tym przypadku - rysownika, i dlatego, z definicji, jest zawsze subiektywna projekcja. Zatem w dazeniu do pełnego oddania istoty snu, zmieniaja sie rysownicy.
W Feralnym i innych ów bełkot jest istotną wartością tych komiksów. Słaba, ale klasyczna fabuła, byłaby jeszcze bardziej nie do zniesienia.
Wydaję mi się, że to trochę naciągana nadinterpretacja. Założę się, że o częstych zmianach rysowników decydował ten sam czynnik, co w przypadku współczesnego superhero, czyli proza życia (zawalone terminy, konieczność wypuszczania zeszytu co miesiąc itp.).Nawet jeśli byly to terminy czy inna "proza zycia", to co z tego? W ogolnie rozumianej tworczosci rzeczywiste powody zrobienia czegos w ten czy inny sposob są nieważne, bo przeciez liczy się efekt koncowy, a z mojej perspektywny on taki, jak napisalem.
Jeżeli jednak istnieją jakieś dowody (np. wypowiedzi twórców lub redaktorów z Vertigo na ten temat) obalające moją teorię, to ja przepraszam. :)
Cała ta dyskusja to absurd. A szarlotkę lubimy za ciasto, czy za masę z jabłek? A może kruszon z cukrem pudrem wyjadamy, a reszta ląduje w koszu?
Te rozważania o tym, że jak scenariusz słaby, to przynajmniej rysunki ratują - i vice versa - to niczym "pan młody bez zębów, panna młoda zezowata - ale jakos to będzie".
O porządnym komiksie mowa, gdy oba elementy w równym stopniu dobrze są odbierane. I nie ma to tamto. Basta!
To chyba zależy od percepcji, sporo ludzi nie trawi rysunków Franka Millera, ja akurat je lubię.Nie, jednak LordDisneyland mial racje, a ja sie myliłem - to jednak nie jest zmiana paradygmatu, tylko upadek cywilizacji.
Podajcie jakiś przykład komiksu z genialnym scenariuszem i rysunkami poniżej przeciętnej.
Z komiksów, które mi się podobały, a rysunki wydawały mi się na najbardziej bazgrołowate (i podejrzewam, że sporo osób taka forma graficzna odpycha), pamiętam Kobieta mego życia, kobieta moich snów:
Z tym, że "Feralny Major" jestem bełkotem też się nie zgodzę.
Sin City jest paskudnie narysowane. Zdecydowanie powinien to narysować np. Jim Lee. No i kolor. Gdzie jest kolor?
I tu się mylisz, wejdź na jakieś goodreads, reddit czy coś tam innego i bez problemu znajdziesz ludzi którym się nie podoba dajmy na to "Powrót Mrocznego Rycerza", nawet tutaj na forum ktoś, gdzieś, kiedyś krytykował Sin City. Nie da się zaprzeczyć, że Miller ma ten specyficzny niechlujny styl, mi tam podchodzi lubię i "Mroczny Rycerze Kontratakuje" chociaż tak na zdrowy rozsądek to bazgroły są.Larry, powiem tak: jeśli ktoś uważa, że Sin City jest źle narysowane, to po prostu moim zdaniem nie ma pojęcia o co chodzi w komiksie i komiksowe dyskusje z taką osobą nie maja sensu. Oczywiscie każdy może miec swoje zdanie na temat tej czy innej rzeczy, w szczególności jeśli chodzi o kwestie estetyki, ale ja takiego zdania po prostu nie szanuję.
Tak, ale... ja np. czekam na kolejne komiksy Świdzińskiego czy Jana Mazura i wiem, że się nie zawiodę, ale bardzo często wyobrażałem sobie Koniec świata w Makowicach narysowany bardziej klasycznie i ile z tej historii można by podbić graficznie.
O porządnym komiksie mowa, gdy oba elementy w równym stopniu dobrze są odbierane. I nie ma to tamto. Basta!
(...) ale bardzo często wyobrażałem sobie Koniec świata w Makowicach narysowany bardziej klasycznie i ile z tej historii można by podbić graficznie.
"Kobieta mego życia" ma wspaniałe rysunki.
Od lat mam z tylu głowy projekt, w którym kilku rysowników robi symultanicznie ten sam scenariusz.
Od lat mam z tylu głowy projekt, w którym kilku rysowników robi symultanicznie ten sam scenariusz. Czytam komentarze w tym temacie i zastanawiam się, ile osób zrozumiałoby taką realizację :(
życzę, żebyś o pomyśle nie zapomniał :)
Od lat mam z tylu głowy projekt, w którym kilku rysowników robi symultanicznie ten sam scenariusz. Czytam komentarze w tym temacie i zastanawiam się, ile osób zrozumiałoby taką realizację :(
Do cytatu powyżej--ech... tu nie chodzi o swobodną, komiksowa adaptację tekstu literackiego, tylko o wykonanie komiksu na podstawie konkretnego scenariusza.
Nie wierzę, że takiego projektu nie stworzono już wcześniej, np. w postaci konkursu na rozrysowanie jakiegoś scenariusza.
Od lat mam z tylu głowy projekt, w którym kilku rysowników robi symultanicznie ten sam scenariusz. Czytam komentarze w tym temacie i zastanawiam się, ile osób zrozumiałoby taką realizację :(Tak, pomysł jest tak epokowy, że na pewno ciemny lud nie zrozumie :(
ech...
A poważnie to chętnie bym takie coś przeczytał, ale takie teksty raczej nie zachęcają do ewentualnego zapoznania się.
Zaiste, ech...Napisali za to co to jest Wannolot :P
Na wikipedii nie napisali co to jest scenariusz :(
ech... tu nie chodzi o swobodną, komiksowa adaptację tekstu literackiego, tylko o wykonanie komiksu na podstawie konkretnego scenariusza.Czyli de facto zawężenie tekstu literackiego i wykonanie go według konkretnych wytycznych, czy chodzi w takim razie tylko o ukazanie warsztatu artystycznego?
Zaiste, ech...Jak masz trudności w znalezieniu, to proszę Cię bardzo:
Na wikipedii nie napisali co to jest scenariusz :(
"Nie kupię bo wydaje mi się, że autor mnie obraził na forum", co to jest? Przedszkole?Patrząc na twoje wypowiedzi można odnieść takie wrażenie.
Czyli de facto zawężenie tekstu literackiego i wykonanie go według konkretnych wytycznych, czy chodzi w takim razie tylko o ukazanie warsztatu artystycznego?
Patrząc na twoje wypowiedzi można odnieść takie wrażenie.
Nie wierzę, że takiego projektu nie stworzono już wcześniej, np. w postaci konkursu na rozrysowanie jakiegoś scenariusza.
Co dalej? Bojkotowanie każdego krajowego autora, którego wypowiedź komuś nie pasuje?
Co się dzieje z ludźmi w tym kraju?
Od konkretnych wytycznych byłby scenopis, a tutaj mówię o scenariuszu, zawierającym dialogi i z grubsza nakreślony schemat fabuły, bez narzucania konkretów typu ilość stron, sposób kadrowania itp.Ja w takim razie nie widzę żadnej różnicy pomiędzy tworzeniem komiksu na podstawie jednego opowiadania (utworu literackiego) przez różne osoby (powiedzmy przy zachowaniu tych samych dialogów co w opowiadaniu).
W żargonie mówimy na to treatment.
Rysownicy mieliby np. pełną swobodę w zakresie kompozycji plansz, ujęć i sposobie przedstawiania postaci, czyli, przynajmniej w teorii, efekt końcowy u każdego mógłby być nie tylko inny warsztatowo, ale przedstawiałby inaczej daną opowieść, być może zmieniając jej sens.
Od konkretnych wytycznych byłby scenopis, a tutaj mówię o scenariuszu, zawierającym dialogi i z grubsza nakreślony schemat fabuły, bez narzucania konkretów typu ilość stron, sposób kadrowania itp.
W żargonie mówimy na to treatment.
Fajnie, szczególnie, że np. W7 powstaje dokładnie w taki sposób: treatment>scenariusz>scenopis>storyboard>rysunek w ołówku>tusz>kolorJa tam nic nie mam do tego, jakiej nomenklatury i sposobów używa sobie ktoś do tworzenia własnych komiksów, ale czy jest to jakiś ogólnie przyjęty schemat i czy w ogóle taki istnieje?
I rysownik pojawia się przy storyboardzie.
Ja tam nic nie mam do tego, jakiej nomenklatury i sposobów używa sobie ktoś do tworzenia własnych komiksów, ale czy jest to jakiś ogólnie przyjęty schemat i czy w ogóle taki istnieje?
Wydaje mi się, że współpraca scenarzystów z rysownikami może wyglądać różnie z mniejszą lub większą ingerencją scenarzysty w pracę artysty - nie mówiąc już o pracy samodzielnej.
Wannolot przekazałem PSK jako wsparcie dla głodujących rysowników.
W tym kontekście zawsze mi przychodzi do głowy pierwsze osiem plansz "Prapradziada Othona" (pierwszego tomu "Kasty Metabaronów") narysowanych pierwotnie przez Moebiusa, a potem narysowanych ponownie przez Gimeneza. Kiedyś można było znaleźć w sieci te plansze, porównać je sobie i samemu ocenić czy któremuś rysownikowi wyszło lepiej, a jeśli tak to któremu. Teraz znalazłem jedynie część pierwszej planszy:
Nie wierzę, że takiego projektu nie stworzono już wcześniej, np. w postaci konkursu na rozrysowanie jakiegoś scenariusza.
Przedstawione są tu przygotowania do lotu na Niebieską Planetę, ale to chyba nie jest scenariusz do tego samego komiksu? Wczytując się głębiej możemy zastanawiać się nad faktycznymi powodami takiego lotu w obu wersjach.
Może ktoś mi poda przykład takiego scenariusza, bo chyba nie za bardzo kumam (albo do przykładu powyższego).
piękne rzeczy prezentujecie. też o tym od razu pomyślałem.
ale chyba robimy mały błąd..? w obu tych przypadkach wtórni twórcy znali pierwsze wersje. to trochę zmienia jaktomówią postać. nie wiemy, na ile szczegółowy opis sceny (sceny opis) był w scenariuszu, a jak mocno inspiracja szła od strony pierwszego rysownika, zazwyczaj uznanego za mistrza w swej dziedzinie.
myślałem raczej o błędzie w kategoriach "pomiarowych". zdaje się, że wcześniej dyskutowaliście nt. "scenariusz vs. scenopis", czy jakoś tak (czytałem po łebkach, bo nie przepadam za mocnymi spinami).
W przypadku ekspedycji to wyglądało to tak:Ok...a inni nie wysyłali w tym czasie swoich plansz (włącznie z Polchem), bo wyżej widać też planszę Wróblewskiego?
Grzegorz otrzymał ofertę wydawnictwa i narysował „kilka” plansz komiksu. Jego prace zostały zaakceptowane i wydawca był gotowy rozpocząć współpracę.
Ok...a inni nie wysyłali w tym czasie swoich plansz (włącznie z Polchem), bo wyżej widać też planszę Wróblewskiego?Alfred Górny, będący dyrektorem Sportu i Turystyki nawiązał współpracę z wydawnictwem z Niemiec. Od początku chciano aby rysownikiem został Grzegorz Rosiński, jednak w celu przedstawienia wydawcy innych opcji, poproszono także o stworzenie próbnej planszy Jerzego Wróblewskiego - który z wydawnictwem Sport i Turystyka był mocno związany (Kapitan Żbik).
Notabene praca Grzegorza Rosińskiego była bardzo zróżnicowana graficznie i dla mnie bardziej przypominała baśń starogrecką niż historię stricto technologiczną, jaką de facto jest serial daenikenowski. "(...)[/b]Skoro powiedział, że nie wzorował się na Rosińskim, to już mógł powiedzieć na kim dokładnie :D
Jeśli chodzi o motyw trójzębu to nie jest on unikatem i nie zdziwiłoby mnie gdyby to Van Hamme wymyślił nie mając oczywiście pojęcia o "Ekspedycji".
To może warto przytoczyć słowa Polcha z wywiadu dla Krakersa nr 2 (12) 2000:taaa... zgadzam się, inspiracja szła w drugą stronę. (a czas nie jest rzeczą najprostszą)
"(...) Nonsensowna jest insynuacja o jakiejkolwiek inspiracji pracą Rosińskiego. (GRZEGORZ NIGDY MNIE NIE INSPIROWAŁ - TO WIDAĆ).
Notabene praca Grzegorza Rosińskiego była bardzo zróżnicowana graficznie i dla mnie bardziej przypominała baśń starogrecką niż historię stricto technologiczną, jaką de facto jest serial daenikenowski. "(...)
Jeśli chodzi o motyw trójzębu to nie jest on unikatem i nie zdziwiłoby mnie gdyby to Van Hamme wymyślił nie mając oczywiście pojęcia o "Ekspedycji".
taaa... zgadzam się, inspiracja szła w drugą stronę. (a czas nie jest rzeczą najprostszą)A po co miał zmieniać, jak było ok, jak już wydawnictwo zaakceptowało? Z Polchem byli ziomami, wię mu na pewno browca za to postawił.
historia, że Van Hamme wymyślił dokładnie taki sam motyw graficzny jest prawdopodobna, owszem. tyle, że prawdopodobieństwo takiej kolei rzeczy jest bliskie pewności braku inspiracji genialnego Polcha.
O czym ty piszesz? Scenariusz to scenariusz, jego definicja jest znana. Poza tym scenariusz w żadnej definicji to nie są tylko dialogi ;DJa nigdzie nie napisałem, że scenariusz to są tylko dialogi, mamy jeszcze chociażby narratora i monolog.
I pytanie wcale nie traci sensu, nie widzę żadnego związku logicznego w twojej wypowiedzi.
Ale może tamta definicja jest przestarzała i trzeba wymyślić nową - lepszą. :)No ta obecna jest pewnie aczytalna.
scenariusz to dialogi, narrator i monologiCzyli scenariusz to dla Ciebie naprawdę jednak tylko to co mówią postaci i doda narrator?
A możesz przytoczyć tę definicję scenariusz?Bez problemu znajdziesz w sieci to i owo. Poczytaj.
Wyobraź sobie, że jesteś twórcą komiksowym i twoim zadaniem jest narysowanie komiksu niemego, bezdymkowego. Naprawdę sądzisz, że wówczas scenariusz nie istnieje?
@sad_drone jako jedyny potrafił coś sensownego odpowiedzieć, dzięki.Oho, przeczytał definicję, to teraz będzie pouczać innych, chociaż chwilę temu twierdził, że w scenariuszu nie ma fabuły ;D ;D
Przeglądnąłem cały ten wątek, odnoszę wrażenie, że wiele osób ma problemy z odróżnieniem scenariusza od rysunku. Przykładowo, niektórzy uważają, że kadrowanie i układ plansz to jest rysunek, a tymczasem jest to scenariusz.
To co zaproponowałeś "czy dla czytelników ważniejsze są doznania wizualne czy historia którą komiks opowiada" według mnie bardzo trafnie oddaje sens tego wątku. I gdyby tak brzmiał tytuł, to bym nie miał żadnych wątpliwości, ale temat wątku jest inny.Jak do tej pory dla każdego sens tego wątku był jasny. Nazywa się jak się nazywa, bo pod pojęciem "scenariusz" nie kryje się tylko fabuła, ale też jak komiks jest napisany, tzn. jaki reprezentuje poziom języka, jak napisane są dialogi, jak wypadają bohaterowie, jak ukazane są ich relacje, itd. Sednem tego tematu jest dyskusja, czy w komiksie jako medium również wizualnym ważniejsze są w/w punkty czy stricte strona graficzna. Co tu jest do tłumaczenia i nad czym można mieć wątpliwości?
@sad_drone z definicji którą podałeś wynika, że to scenarzysta określa układ paneli i kadry. To że rysownik może wykonać tę pracę za scenarzystę lub mogą to zrobić razem, nie zmienia faktu, że jest to część scenariusza. Proszę popraw mnie jeśli się mylę.
Zauważyłem też, że w wątku czasami zamiennie są używane pojęcia fabuła i scenariusz, a to chyba nie to samo.
…scenariusz przechodzi płynnie w rysuek. Zawsze dla mnie to były 2 światy, które rozpatrywałem oddzielnie. Dopiero teraz uświadamiam sobie jak bardzo oba pojęcia są ze sobą powiązane i jak trudno je sztywo rozgraniczyć.
Wyobraźcie sobie, że gdy byłem dzieckiem, to widziałem proces tworzenia komiksu zupełnie inaczej, niż jest w rzeczywistości. Otóż zakładałem, że wszystkiemu ton nadaje rysownik. To on tworzy najpierw rysunki, on ustala całą fabułę, rysuje puste dymki, a potem przychodzi jakiś drugi, zdecydowanie mniej ważny koleś i wpisuje w chmurki dialogi. :)W Marvelu ponoć tak to wygladało.