Drugi numer przeczytany. Jest lepiej niż poprzednio, choć do ideału trochę brakuje, ale o tym może później.
Przede wszystkim zniknęły (nie wiem, czy na dobre, czy jedynie chwilowo) prawie wszystkie komiksy, które psuły mi ogólny obraz pierwszego numeru. Przede wszystkim nie ma potworków typu Pułkownik Domino, agitkowaty pseudo-Tajfun, czy wczesnych słabych prac uznanych twórców typu Kasprzaka, a także (moim zdaniem) nostalgicznie baaardzo przecenianego Larkisa. Zdecydowanie mniej komiksów typowo dla dzieci, jak ostatnio Emilka Sza, Delisie, czy niby-śmiesznych szortów w typie Rysownika z Dzikiego Zachodu.
Co więc zostało?
PL:
No może pojawił się kolejny potworek, mam na myśli Redaktora Szwendaka, ale tu wszystko leży otwarcie podane bez zbędnych maskujących realiów, co nie zmienia faktu, że to dla mnie najgorsza komiksowa pozycja drugiego numeru.
Kur i Fijał dalej idą ścieżką "Bajek dla dorosłych", tym razem wyszło troszkę gorzej (co nie znaczy, że zachwycałem się poprzednim ich szortem).
Lil i Put - zdecydowanie krótszy i lepszy szorciak niż poprzednio.
Xenia - lepiej, bo tylko 1 plansza, ale w dalszym ciągu to za dużo
Obywatel dopalony - było mocno średnio, niestety historia rozwija się niczym tani papier toaletowy, wszyscy wiedzą, co będzie dalej i że będzie po prostu nieciekawie. rysunki wydają się być jeszcze gorsze niż w poprzednim odcinku.
Łowca snów: całkiem ciekawa kreska, zaczątek dosyć intrygującej historii, ale to wprowadzenie do akcji jest zdecydowanie za długie. 21 stron na zawiązanie akcji? Andreas w Quintosie potrzebował tylko jednej, cóż nie znam tego scenarzysty, być może następne jego prace będą już zgrabniejsze. rysunki naprawdę ciekawe.
Warto walczyć: mimo dosyć sztampowych ale rzemieślniczo niezłych rysunków, mogła wyjść fajna przewrotna krótka historyjka, jednak zastosowane wyświechtane kalki przyniosły nam jakąś naiwną błahostkę... do zapomnienia.
Jeż Jerzy - no i w końcu rzecz, która podnosi jakość krótkich zabawnych szortów do poziomu znanego ze starego Relaxu, a może i ciut wyżej.
ZAGRANICA:
Ród Castaków - pięknie narysowany i zgrabnie opowiedziany szort ze świata Metabaronów. na nowo opowiedziana historia założyciela rodu znana już chyba z któregoś z tomów sagi, ale nie pamiętam, czytałem wieki temu.
Joshue - krótka, ciekawie zilustrowana opowieść z fajnym twistem na koniec.
Conan - jest nieco lepiej niż na początku, ale dalej czuć sztampę i nadmuchanie. rysunki wciąż całkiem dobre, niezmiennie kojarzące się ze Zdradzoną Czarodziejką, nie dziwi więc info, że autor narysuje thorgalowego spin-offa.
Texas Jack - po pierwszym przydługawym odcinku, w którym akcja przygodówki powoli się rozkręcała, teraz dostaliśmy całkiem ciekawe rozwinięcie. przyznam, że przegapiłem fakt, że ten komiks to niejako luźna kontynuacja znanego nam Sykesa (wydanego wcześniej przez Screamów). tzn żeby nie było, ja Sykesa nie czytałem (chyba nadrobię), odrzucał mnie ten nowomodny francuski styl, który jednak tutaj, jak się mocniej przyjrzeć, coś w sobie ma. nadal nie jest to mój gust, ale w połączeniu z tą epicką (komiks ma w sumie 120 plansz) opowieścią, dostajemy frankofona na całkiem wysokim poziomie.
Quintos - się dzieje w tym odcinku! niby tylko idą i gadają, a jednak! uwielbiam takie komiksy. postaci od początku zarysowane tak, że nie sposób ich pomylić. opowieść, mimo że niby przygodowa, rozgrywa się bardziej w warstwie relacji na styku różnych osobowości ludzi zgromadzonych niby w imię tej samej racji, a jednak całkiem różnych. mistrzostwo.
PUBLISYSTYKA
chyba lepiej niż poprzednio, najlepszy punkt to oczywiście ciekawy artykulik o komiksowych losach Conana.
PODSUMOWANIE
nie ukrywam, że po pierwszym numerze byłem pełen obaw o kierunek, w którym popłynie nasz nowy-stary magazyn, teraz jestem trochę spokojniejszy, bo widać ruch w dobrą stronę. zdecydowanie magazyn nabiera swojego specyficznego charakteru, z mieszanki komiksów dla dzieci i dorosłych, wyłania się prawie ukształtowany profil magazynu komiksów (głównie) europejskich dla "dojrzalszego" czytelnika. to jeszcze nie jest mój wymarzony magazyn, ale już jest dobrze, a widać jeszcze lepsze horyzonty.
teraz łyżka dziegciu. po rozpętanej na forum "literówkowej burzy" pierwszego numeru, nie ma zbyt wielu punktów zaczepnych, a nawet gdyby jakieś drobne babole wyszły, to nie chciałoby mi się tu ich wywlekać, bo tak naprawdę - bardziej od tych literówek bolały mnie oczy od patrzenia na te forumowe kubły pomyj wywalane na Relax (ileż można wciąż o tym samym? wiadomo, trzeba zwracać uwagę, to jak widać pomaga, ale są jakieś granice, prawda?).
tym razem jedynym (ale bardzo ważnym) punktem zapalnym są tłumaczenia komiksów. nie wiem, czy robił je inny tłumacz (wiem, w stopce jest inne nazwisko, ale nie przypuszczam, żeby każdy odcinek jednego komiksu tłumaczył inny człowiek). ogólnie nie jest najgorzej, ale po rozpieszczeniu świetnymi tłumaczeniami Birka, czy np. całkiem poprawnymi Sytego, tu dostajemy tzw. wczesny poziom screamowy, albo nawet ciut niżej. być może jest to efektem wzięcia do korekty tej samej osoby, co do tłumaczenia (nie wiem, jaki to miałoby mieć sens?), a może przypadek, a może też teraz zwracam na to większą uwagę niż poprzednio, bo cała reszta jest całkiem okej. w każdym razie, bardzo proszę na przyszłość o lepszego tłumacza, albo inaczej: o korektę/redakcję tekstu przez osobę bardziej profesjonalną. (żeby nie było, w amerykańskim Heavy Metalu dawniej często było o wiele bardziej amatorsko pod tym względem, ale przecież my chcemy czegoś najlepszego!... czego sobie, redakcji i czytelnikom życzę).