Ktoś ma jakieś refleksje na temat nowego labrumowego Relaxu?
post pod postem, ale co tam -jakoś przeżyjemy. tym bardziej, że znów nie wniosę niczego nowego do tematu. Aczkolwiek od czasu rozłamu w Relaxowie - sam dla siebie prowadzę bardzo subiektywnie obiektywną ewaluację bytów rozdzielonych. Zacząłem tę bezsensowną zabawę, by mieć pretekst do rezygnacji z kupowania ewidentnie słabszej opcji. Niestety parszywy nawyk badacza-komplecisty zwyciężył i kupuję oba relaxy, bo przecież w końcu w jednym nie sposób chodzić. Ale nie będę przedstawiał Wam tu moich głupich wyliczanek, powiem więcej: napiszę o nowych numerach bez ich przeczytania, bo ilekroć przy poprzednich numerach chciałem to zrobić, to finalnie zabrakło się, jak by to powiedzieć: chęci opadają, zresztą wszystko opada... I nie myślę tu jedynie o wersji grubego Krzycha, na którego dysgrafię, dyskorektyzm i garażową amatorkę można zawsze liczyć, no przepraszam, może prawie zawsze. Ekipa Lechna/Soroka też ostatnio nie zawodzi swoją pyszałkowatością (gdybym nie był taki kulturalny jak jestem, to rzekłbym nawet: bucowatością). Po raz kolejny newsem numeru są sądowe plotki o grubym Krzychu, a we wstępniaku redaktor naczelny uświadamia nam, że magazyn osiągnął już swój [zajebisty?] poziom i jeśli, komuś mało - to nie kupować!... a czasy gdy ukazywały się tu tylko perły, odeszły bezpowrotnie.
No i z takim przeświadczeniem, że poziomy obu magazynów się powoli zrównują (czytaj: średnia spada) zacząłem lekturę, no i jednak po chwili znów zauważam, że jednak niesłusznie - u Krzycha niekiedy pojawiają się totalne kwiatki: absolutni dyletanci (np. Moroz), czy też quasi-artykuły, po których lekturze zwątpiłem w stan własnego umysłu (np. artykuł o Pilote, na który rzuciłem się, gdy tylko zobaczyłem... niestety, tego nie sposób czytać, to nawet nie jest jakiś wstępny szkic, żałosne, aczkolwiek przyznam, że dobór tematu naprawdę interesujący).
No a pytanie było o nowy Labrumex, a ja tu Garulaksie. u Lechny na pierwszy rzut oka nie widzę niczego, co by przykuło oko. Artykuł o nowej fali na łamach Czasu Komiksu jest okej, trzy shorty nominowane do Eisnera chyba też dobrze wejdą, jakiś szorciak o Rouge Trooperze pewnie też. Wilka zostawię sobie na koniec, by w razie czego zapić (być może) gorzki smak Van Hamma albo (na pewno) komiksu niejakiego Luko Czakowskiego. Ogólnie to nie widzę tu żadnej lokomotywy na miarę Cazy czy Andreasa, która wyciągnęłaby numer z grzęzawiska, w które wpada również wersja labrumowa.
A tak naprawdę to do napisania tego głupiego posta skłoniła mnie refleksja, która pojawiła się po wielkiej fali archiwalnych numerów obu periodyków, która przewala się właśnie przez allegro i olxa; ludzie wystawiają zarówno całe kolekcje, jak i pojedyncze sztuki w bardzo okazyjnych (np. 29/szt.) cenach. Sądzę, że czar mitu relaxu zaczyna powoli się rozwiewać, symboliczną oznaką tego jest zastosowanie w jednej z wersji - denimowej okładki, charakterystycznej dla najsłabszego okresu starego relaxu. Miejmy nadzieję, że się mylę i wszystko pięknie odszczekam.