Autor Wątek: Prawa do postaci oraz domena publiczna  (Przeczytany 2709 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline HugoL3

Prawa do postaci oraz domena publiczna
« dnia: So, 22 Styczeń 2022, 11:07:23 »
Drodzy,
Ostatnio sporo rozmyślałem nad sensem wprowadzenia postaci Conana do uniwersum Marvela. Jak niektórzy pewnie wiedzą, Barbarzyńca został członkiem zespołu Savage Avengers. Zatem nie chodzi tylko o to kto wydaje Conana (wszak oryginalnie pierwsze komiksy również ukazywały się dzięki temu wydawnictwu), ale ogólnie wpływ scenarzystów na rozwój tej postaci. Na pewno jest to coś nowego, jakiś powiew świeżości, ale gdyby ktoś 10 lat temu przewidział taki scenariusz uznałbym to za niesmaczny żart.

Od razu dodam, że nie śledziłem losów oraz chronologii Conana. Pamiętam tylko film pełnometrażowy z tą postacią. Zacząłem googlowac zatem jak doszło do tego, że prawa do publikacji komiksów wróciły do Marvela. Z tego co przeczytałem, kiedy Dark Horse nabylo licencję na Conana, wolno im było opublikować w formie zbiorczej to, co wydawał do tej pory Marvel (czyli do roku 2003). Teraz podobne prawo ma Marvel względem tego co stworzyło DH do roku 2017. Trochę mi się to kłóci ze sobą, ale to dlatego że sytuacja jest bardziej skomplikowana.
Prawami do postaci Conana dysponuje spółka Conan Properties International, która należy do Cabinet Entertainment. Komiksy wydaje Marvel, a Netflix pracuje nad serialem - zatem obie firmy dogadały się z Cabinet na odpowiednie wynagrodzenie i dzięki temu mogą używać tej postaci w swoich publikacjach. Conan zaistniał całkiem niedawno w świecie gier video za pośrednictwem całkiem udanej produkcji Conan Exiles i tu również jeszcze inne studio skorzystało z praw do tej postaci.

Najwięksi fani Conana zapewne kojarzą postać Red Sonyi. Przestała ona towarzyszyć Barbarzyńcy, gdy w 2005 roku Dynamite Comics zaczęło publikację komiksów z tą postacią. Jak to się stało? Otóż Marvel przestał licencjonować te postać w roku 1985. Osoby zarządzające dorobkiem Conanowych opowieści autorstwa Howarda uznały, że Sonja stała się na tyle popularna, że można ją odseparować i "wynajmować" oddzielnie. I taki stan ma miejsce do dziś.

W tym miejscu pragnę poruszyć temat domeny publicznej. Otóż w Europie dokonano jak narazie 3 publikacji niezwiązanych z Conanem jakiego znamy dzięki Marvel/Dark Horse. Wydawnictwa "Glenat"(Francja), "Weird Book"(Włochy), "DQomics" (Hiszpania) wydały swoich Conanów, nawiązujących do oryginalnego Conana Howarda z jego opowieści. Wydawnictwa mogły to zrobić, bowiem Conan w Europie występuje w domenie publicznej gdyż prawa autorskie są liczone od zgonu autora + 70 lat. Howard zmarł w 1936. W Stanach czas ochrony liczony jest od ostatniej publikacji + 95 lat. Zatem tam Conan wciąż jest chroniony prawnie.

Kontynuując, czy to znaczy że teraz każdy z nas może tworzyć komiksy o Conanie i je wydawać? Teoretycznie i praktycznie w Europie (i tylko w Europie) tak, jednak warto mieć z tyłu głowy, że firmy, które nabyły prawa do Conana mogą bacznie śledzić rynek i jeżeli dostrzega w naszej twórczości cokolwiek, co wskazywałoby na to, że zaczerpnęliśmy coś z "ich" Conana, to nie wybronimy się z tego w sądzie. Chodzi o postaci, miejsca, wydarzenia i inne.
W tym momencie chyba mogę przestać pogrążać się w oczach fanatyków tej postaci jak i całego Conanowego uniwersum :)
Jeśli coś przekręciłem lub Was uraziłem to śmiało mnie poprawcie.

Przyszło mi do głowy następująca myśl - czy za 20-30 lat rynek zaleją nowe wersje Supermana, Batmana i jeszcze innych postaci, które mogą wejść do domeny publicznej?
Nie do końca, przynajmniej nie wierzę w to. Duże koncerny posiadają nie tylko prawa autorskie do postaci, ale również prawo do znaku towarowego, które dodatkowo chroni przed potencjalnym przejęciem. Podobnie jak w przypadku Conana, nowi autorzy musieliby być bardzo ostrożni gdyby zechcieli napisać nowego Supermana bazującego na tym z roku 1938. Niewielu może o tym pamięta, ale oryginalny Człowiek ze stali... Nie potrafił latać. Zatem to, co ukaże się w domenie publicznej musi być zgodne z pierwowzorem.

Wydaje mi się, że temat jest ważny i interesujący nie tylko dla twórców komiksów, ale również bajek, książek i innych popularnych form, które spopularyzowały jakąś postać. Dziś nikogo nie dziwi kolejna wersja Draculi, Frankensteina, czy Pinokia. Miejmy na uwadze, że w ciągu najbliższych 20 lat będziemy świadkami tego jak potoczą się losy bohaterów Disneya takich jak Kaczor Donald, Myszka Miki i inne postaci, których okres ochrony upłynie. Po stronie Warner Bros będzie to Królik Biggs i Kaczor Duffy.

Ponieważ mówimy o gigantach raczej nie dojdzie do czegoś spektakularnego. Disney przez lata mocno chronił nawet Kubusia Puchatka, którego przecież nie stworzył i wciąż posiada do niego prawa.

Inny przykład, który sprawdziłem to bardzo popularna postać Popeye. Był on bohaterem pasków komiksowych oraz bajek w latach trzydziestych  XX wieku. Oficjalnie postać ta trafila do domeny publicznej w 2009 roku (dla Europy). Jednak nikt chyba jeszcze nie odważył się sięgnąć po tę postać, bowiem chronią ja prawa do znaku towarowego zarejestrowane przez King Features Syndicate w Wielkiej Brytanii. W dodatku komiks lub kreskówka często nie jest dziełem jednego twórcy, a oszacowanie daty zgonu autora muzyki lub osoby, która kładła kolory może być trudne do zrealizowania i łatwo o złamanie prawa w takim momencie.

Na ten moment podzieliłem się wszystkim ciekawym czego się dowiedziałem w ostatnich kilku dniach. Gdyby ktoś był zainteresowany źródłami, z jakich korzystałem, to opublikuje je dla chętnych w przyszłym tygodniu, jednak nie były to fachowe publikacje a wikipages, Quora i Reddit.

Abstrahując od domeny publicznej, wydaje mi się że największe kontrowersje wzbudzały prawa do postaci Marvela, które zostały rozdane różnym wytwórniom filmowym. Do dziś jesteśmy świadkami tego, jak Spider-Manem i postaciamj z nim związanymi operuje Sony, mimo iż są to postacie Marvela, który jakiś czas temu został wchłonięty przez Disney.
Do czasu zakupu Foxa przez Disney mylące mogło być to, że mieliśmy Scarlet Witch oraz Quicksilvera w filmach o X-Men oraz Avengers i w obu seriach nie były to te same postaci, o aktorach nie wspominając. Kevin Feige z Marvel Studios powiedział, że obie wytwórnie mają prawo do używania tych postaci, zatem nie ma mowy o żadnej walce sądowej.

Domyślam się, że dla niektórych osób nie napisałem niczego odkrywczego, ale chciałem poruszyć to zagadnienie w jednym wątku tak, aby nie skakać między tematami, gdy będziemy rozmawiać o losach Conana, Popeye lub inny bohaterach. Jeżeli temat się nie przyjmie to po prostu wyleci poza pierwszą stronę wątków z tego działu, ale a nóż ktoś dowie się czegoś ciekawego i będzie miał ochotę zgłębić temat.


Offline keram2

Odp: Prawa do postaci oraz domena publiczna
« Odpowiedź #1 dnia: So, 22 Styczeń 2022, 11:39:03 »

Ciekawy tekst.
Ja może przypomnę, że w trzecim numerze "Awantury" ukazał się pierwszy odcinek adaptacji opowiadania Howarda "Córka lodowego olbrzyma", nosił on tytuł "Conan & Atala" (scen. Janicki, rys. Michalski), jednak odcinek drugi miał już tytuł "Drakon & Onea". Przypuszczam, że do zmiany doszło ze względu na prawa autorskie.
Z tego co pamiętam wtedy obowiązywało +50 po śmierci autora, dzięki czemu pod koniec lat 80-tych mogliśmy kupować w Polsce "książeczki" z opowiadaniami o Conanie.

To tyle, warto chyba pamiętać, że i my mogliśmy mieć swoją wersję Conana.

Offline michał81

Odp: Prawa do postaci oraz domena publiczna
« Odpowiedź #2 dnia: So, 22 Styczeń 2022, 12:17:14 »
W USA też może każdy wydawać Conana. Tylko że nie może tego robić pod tytułem Conan, bo jest to trade mark zarezerwowany przez Marvela. Mogą wydawać po innym tytułem i tym sposób wydawnictwo ABLAZE Publishing wydaje THE CIMMERIAN. Są to komiksy europejskie wydawane na rynek USA.

Natomiast co do włączenia Conana do uniwersum Marvela. To chyba jeszcze stare serie z lat 70-80 już były częścią Marvela jako jego prehistoria. Selene jako przedwieczny wampiro-stwór miała styczność z Conanem i Czerwoną Sonią. Później to retconowano, obecnie nie wiem jak to wygląda po powrocie Conana do uniwersum Marvela.

Offline NuoLab

Odp: Prawa do postaci oraz domena publiczna
« Odpowiedź #3 dnia: So, 22 Styczeń 2022, 14:04:29 »

Z tego co pamiętam wtedy obowiązywało +50 po śmierci autora, dzięki czemu pod koniec lat 80-tych mogliśmy kupować w Polsce "książeczki" z opowiadaniami o Conanie.


Lepiej, do 1994 obowiązywało 25 lat po śmierci.

Offline keram2

Odp: Prawa do postaci oraz domena publiczna
« Odpowiedź #4 dnia: So, 22 Styczeń 2022, 14:21:44 »

To może wobec polskich autorów.
Howard zmarł w 1936 i wysyp jego twórczości w Polsce pod koniec lat 80-tych był ponoć związany z wygaśnięciem praw autorskich, tak w każdym razie kiedyś czytałem (nie pamiętam gdzie).

Offline NuoLab

Odp: Prawa do postaci oraz domena publiczna
« Odpowiedź #5 dnia: So, 22 Styczeń 2022, 20:33:32 »
To może wobec polskich autorów.
Howard zmarł w 1936 i wysyp jego twórczości w Polsce pod koniec lat 80-tych był ponoć związany z wygaśnięciem praw autorskich, tak w każdym razie kiedyś czytałem (nie pamiętam gdzie).


Nie, 25 lat obowiązywało wszystkich. Załapał się na to m.in. niemiłosiernie eksploatowany Henry Kuttner zmarły w 1958 r.

https://prawokultury.pl/kurs/okres-ochrony-utworu

"Także kolejne zmiany w polskim systemie prawa autorskiego wydłużały okres ochrony utworów. W ustawie z 1926 roku było to 50 lat od śmierci autora, ustawa z 1952 redukowała ten okres do lat 20, zmiany uchwalone w 1975 roku wydłużały go do 25 lat. W ustawie z 1994 roku zapisano już trwanie autorskich praw majątkowych przez 50 lat. Nowelizacja tej ustawy, uchwalona w 2000 roku, ustaliła okres ochrony na 70 lat od śmierci autora."

Offline HugoL3

Odp: Prawa do postaci oraz domena publiczna
« Odpowiedź #6 dnia: Nd, 23 Styczeń 2022, 23:40:02 »
Pociągnę trochę temat, teraz nieco ciekawostek w kontekście praw do postaci.
Nikogo nie zaskoczę anegdotami na temat Supermana i tego, że prawa do tej postaci sprzedano za 130 dolarów. Informacja, że pośmiertnie Billowi Fingerowi przyznano współautorstwo postaci Batmana również na nikim nie robi już wrażenia. Ale historia komiksowego świata pewnej popularnej postaci z gier jest pełna kontrowersji, w których górą był... autor, a nie wydawnictwo.

Sonic the hedgehog, u nas znany po prostu jako Jeż Sonic, może się pochwalić całkiem długim stażem jeśli chodzi o świat komiksu. Postać na kartach komiksu po raz pierwszy pojawiła się w 1992 roku i była publikowana przez Archie Comics do 2016 roku. Prawdopodobnie do rozwodu nigdy by nie doszło, gdyby wieloletni scenarzysta Sonica w Archie - Ken Penders - nie wytoczył pozwu sądowego firmom SEGA oraz Electronic Arts.

SEGA to dom Sonica. Jest jej maskotką od premiery swojej pierwszej gry stworzonej przez to studio. Jego wizerunek towarzyszył premierze każdej konsoli video, jaką Sega wydała na rynek. Do dziś Sonic jest jednym z największych produktów japońskiej firmy, bez względu na to jak mocno seria podupadła. Popularność Sonica była tak wielka, że doczekał się on swojego komiksu, bajki animowanej, a w ostatnich latach nawet filmu aktorskiego z premierę w kinach. Losy tego sierściucha zawsze był nieco pokręcone jeśli chodzi o to kim jest Sonic dla Japończyków oraz Amerykanów, bowiem strategia marketingowa firmy różniła się na obu rynkach. Postać wyglądała inaczej, bohaterowie z jego otoczenia nosili inne imiona. Pojawienie się Sonica w bajce i komiksie narobiło jeszcze większego bałaganu, ale wciąż merch z jego wizerunkiem cieszył się dużym zainteresowaniem. Swoją cegiełkę do sukcesu komiksów dołożył scenarzysta Ken Penders.

Sonicowi w grach towarzyszyły takie postaci jak lisek Tails, kolczatka Knuckles, koleżanka Amy (również jeż) a głównym wrogiem był wąsaty mózgowiec Doktor Eggman, znany również jako Dr Ivo Robotnik. Później pojawiło się kilku innych bohaterów, ale powiedzmy, że ich liczba zawsze oscylowała w okolicach 12, maksymalnie 15. Natomiast w bajcie i komiksie sprawa zaszła tak daleko, że Knuckles doczekał się następującego drzewa genealogicznego:

Zatem Sonic w grach swoje, i ten Sonic z komiksów swoje.
Ken Penders stworzył około 200 postaci, które pojawiły się na kartach komiksu z Soniciem. Temat kolczatek był na tyle nośny, że trafił do średnio udanej gry Sonic Chronicles: The Dark Brotherhood stworzonej przez Bioware, wydaną przez Segę w 2008 rok. Penders zauważył podobieństwo występujących w grze postaci z występującego tam Klanu Nocturnus, w tym ich wygląd i tło fabularne, za zbyt podobne do Mrocznego Legionu jego autorstwa, dlatego złożył pozew. Efektem tego był reboot całej serii komiksowej i usunięcie z niej wszystkich postaci kolczatek (z wyjątkiem tych które stworzyła już Sega, jak Tikal i Knuckles), a także postaci do których prawa posiadał Penders.
Jak to, to autor wymyślił sobie jakąś kolczatkę i ani wydawnictwo, ani producent gry nie byli w stanie go "uciszyć" przypominając warunki umowy? W przeciwieństwie do innych znanych twórców komiksowych XX wieku Penders zadbał o to, aby jego twórczość była odpowiednio chroniona - powierzył urzędowi ds. praw autorskich prawa autorskie do historii, postaci oraz prac graficznych, które stworzył.

Postanowił wytoczyć proces Sedze oraz Archie. Dystrybutor gier użył postaci zbyt podobnych do tych, które on stworzył, natomiast Archie zarządzało jego twórczością intelektualną jakby należała do wydawnictwa, zamiast konsultować zgodę na dalsze publikowanie jego pomysłów bezpośrednio z nim lub jego przedstawicielami. Proces trwał, na początku był pat, ale oczywiście Penders został odsunięty od pracy nad Soniciem. Ponieważ wydawnictwo nie mogło odszukać umowy, jaką zawarło z Pendersem szala zaczęła się przechylać na korzyść autora. Zdecydowano się podpisać ugodę między stronami.
W 2013 roku Archie dokonało restartu serii Sonic i wszystkie postaci stworzone przez Kena Pendersa nie pojawiły się w komiksie. Jednak to nie było tak, że wydawnictwo przygotowywało się na to wydarzenie od dłuższego czasu i zamykało kontrowersyjne wątki. Wręcz przeciwnie! Niektóre komiksy, oczywiście ze znamionami twórczości Pendersa, były już oddane do druku, reklamy czasopism lub innych albumów były już dawno opublikowane, postaci autostrwa Pendersa zdobiły okładki.
Dodatkowo Sega wprowadziła pewnego rodzaju kodeks, którego wydawca musi przestrzegać, aby móc publikować historie o Sonicu. Była tam mowa o tym, jakich postaci nie wolno używać, postaci Segi (Sonic, Tails, Knuckles itd) nie mogą zawierać związków z postaciami przedstawionymi w komiksie, Sonic nie może przegrać itd.
Seria nie podniosła się po tym ciosie i negatywnej opinii czytelników po nieoczekiwanym restarcie i nie byłoa kontynuowana w 2017 roku. Od 2018 roku IDW wydaje Sonica, który zaliczył kolejny świeży start w swoim komiksowym żywocie. Ken Penders nie zyskał sympatii fanów, gdyż jego działania przyczynił się do uśmiercenia całkiem interesującego świata, w którym Sonic miał swoje dzieci, posiadał wiele alternatywnych wersji w innych rzeczywistościach (skąd my to znamy?) i innych dziwactw. Czytelnicy na plus oceniali dojrzałość wielu wątków, które Penders wprowadził do serii, ale nie podobał im się mało dojrzały język, jaki pojawiał się w dymkach, nadmiar "nowych" postaci i słabe odniesienia do materiału źródłowego. Pojawiły się plotki, że z Pendersem trudno się współpracowało, gdyż bardzo dbał o swoje "udziały" w historiach.
Na ten moment trudno wyszukać mi w sieci informację o dalszych losach Pendersa. Pewne jest, że zamierza opublikować historię jednej z postaci, którą stworzył na potrzeby Sonica - mowa o kolczatce Lara Su.

Znalazłem jakieś przykładowe karty z tego komiksu oraz innego - The Storm, ale wygląda to gorzej niż praca przedszkolaka. Z postów Pendersa na Twitterze aż kipi od narcyzmu - gość czuje satysfakcję tego, że zablokował dalsze publikacje Archie z postaciami jego autorstwa. Regularnie publikuje posty na temat tego CO ON DAŁ SONICOWI i jak bardzo wpłynął na postać Knucklesa. Szkoda, że po prostu nie odciął się od jeżowych tematów i nie poszedł dalej - wtedy może zyskałby neutralny stosunek fanów. Potrafił zadbać o swoje, czego nie potrafiło wielu innych twórców przed nim, ale sposób w jaki doszło do wyegzekwowania prawa pozostawiał trochę do życzenia.

Offline Pawel.M

Odp: Prawa do postaci oraz domena publiczna
« Odpowiedź #7 dnia: Pn, 24 Styczeń 2022, 13:06:43 »
Howard zmarł w 1936 i wysyp jego twórczości w Polsce pod koniec lat 80-tych był ponoć związany z wygaśnięciem praw autorskich, tak w każdym razie kiedyś czytałem (nie pamiętam gdzie).
No nie do końca. Howarda wypromowały tzw. klubówki, a wydawcy klubówek prawami autorskimi sobie gitary nie zawracali. Klubówki + Fantastyka wypromowały różnych autorów, niekoniecznie zasługujących na tak ostrą promocję. W fantasy pierwsza trójka to był właśnie Howard oraz dwójka autorów, do których prawa autorskie obowiązywały: Andre Norton (zmarła w 2005 roku) i Michael Moorcock (nadal żyjący).

Prawami obowiązującymi w USA reszta świata się nie przejmuje (i słusznie), stąd Conany masowo produkują w Rosji, Czechach czy na Słowacji. Tu pisałem więcej o historii wydawania Conana w Polsce i conanianach zza wschodniej i południowej granicy:
https://seczytam.blogspot.com/2020/08/conan-z-mizerii-1.html

Offline Dracos

Odp: Prawa do postaci oraz domena publiczna
« Odpowiedź #8 dnia: Pn, 24 Styczeń 2022, 13:55:21 »
Z tego co pamiętam wtedy obowiązywało +50 po śmierci autora, dzięki czemu pod koniec lat 80-tych mogliśmy kupować w Polsce "książeczki" z opowiadaniami o Conanie.

W sumie tak sie zastanawiam pod koniec lat 80 czy nawet wcześniej to sie ktoś takimi licencjami czy ogólnie IP bardzo przejmował ? Zawsze myślałem że to było takie sankcjonowane przez państwo "piractwo" Ciężko mi sobie wyobrazić, że przy ówczesnym kursie dolara (oficjalnym ale i czarnorynkowym) byłby w wydawnictwach ktoś chętny płacić za licencje.

Offline NuoLab

Odp: Prawa do postaci oraz domena publiczna
« Odpowiedź #9 dnia: Pn, 24 Styczeń 2022, 15:25:43 »
W sumie tak sie zastanawiam pod koniec lat 80 czy nawet wcześniej to sie ktoś takimi licencjami czy ogólnie IP bardzo przejmował ? Zawsze myślałem że to było takie sankcjonowane przez państwo "piractwo" Ciężko mi sobie wyobrazić, że przy ówczesnym kursie dolara (oficjalnym ale i czarnorynkowym) byłby w wydawnictwach ktoś chętny płacić za licencje.

Przejmowali się, mówił o tym w wywiadach Lech Jęczmyk: "Z copyrightami było wtedy tak: z demoludów drukowało się teksty "po bratersku". Obowiązywała zasada, że jeśli się autor dowie, to dostanie pieniądze, w złotówkach, kiedy przyjedzie do Polski. I tak samo było, kiedy drukowano Polaka w Rosji czy Bułgarii. Co do tekstów zachodnich, zawsze pilnowałem, żeby na każdą publikację była zgoda autora, choć formalnie nic by on nie mógł wydawcy zrobić. Uważałem to za takie żebranie z godnością. Pisałem dużo listów do autorów. Stawka wynosiła wtedy 50 dolarów za opowiadanie. Dla Polaka to była kupa pieniędzy, ale dla Amerykanina - z początku sobie z tego nie zdawałem sprawy - też wcale niemało. U siebie w czasopismach nie dostawali za te opowiadania wiele więcej. "

Słynna jest też sprawa konfliktu Philipa Dicka z Lemem właśnie na tle honorarium autorskiego, tutaj trochę więcej również na temat sposobu wypłacania pieniędzy w tym okresie:
https://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/2805587,Philip-K-Dick-uprzejmie-donosze-ze-Lem-nie-istnieje

Offline misiokles

Odp: Prawa do postaci oraz domena publiczna
« Odpowiedź #10 dnia: Pn, 24 Styczeń 2022, 16:08:18 »
A ja pamiętam jak Parowski kiedyś pisał, że płacono honoraria za opowiadania. Ale płacono... w złotówkach, które dla Anglosasów były jedynie egzotyczną pamiątką.

Offline Dracos

Odp: Prawa do postaci oraz domena publiczna
« Odpowiedź #11 dnia: Pn, 24 Styczeń 2022, 16:16:38 »
Czyli nie wiele się pomyliłem, przejmowali się prawami autorskimi na zasadzie że nie chcieli robić świństwa zachodnim autorom, ale płacić nie płacili bo nie mieli czym (dewiz), a złotówka nic nie była warta. A i tak podejrzewam że nie każde wydawnictwo się tego trzymało i nie zawsze dostawali zgodę autora.

Offline Pawel.M

Odp: Prawa do postaci oraz domena publiczna
« Odpowiedź #12 dnia: Pn, 24 Styczeń 2022, 18:10:54 »
A i tak podejrzewam że nie każde wydawnictwo się tego trzymało i nie zawsze dostawali zgodę autora.
To zależy o jakim okresie mówisz, bo jeśli o czasach PRL, to się trzymali. W PRL były wydawnictwa państwowe, kościelne, partyjne itp. - nie było prywatnych, więc na piractwie i tak nikt nie zarabiał (pomijam wydawców klubówek). Więc takie radosne wydawanie to nie końcówka lat 80., a raczej pierwsza połowa lat 90., gdzie dochodziło do takich absurdów, że dwa wydawnictwa jednocześnie puszczały te same książki (np. cykl Kane Wagnera - Phantom Press i Amber; nie mam pojęcia czy i jak kupowali prawa do wydania).

Za komuny często przedstawiciele wydawnictw, pasjonaci fantastyki uprawiali żebractwo - nie mam piniążków, dej prawo do wydania :D

Offline NuoLab

Odp: Prawa do postaci oraz domena publiczna
« Odpowiedź #13 dnia: Pn, 24 Styczeń 2022, 19:28:08 »
Czyli nie wiele się pomyliłem, przejmowali się prawami autorskimi na zasadzie że nie chcieli robić świństwa zachodnim autorom, ale płacić nie płacili bo nie mieli czym (dewiz), a złotówka nic nie była warta. A i tak podejrzewam że nie każde wydawnictwo się tego trzymało i nie zawsze dostawali zgodę autora.

Wiele się pomyliłeś bo jakbyś przeczytał zalinkowany przeze mnie tekst to byś się dowiedział, że:
"Wszystkiemu winien był absurdalny system wypłat tantiem dla zagranicznych autorów. Wydawnictwo Literackie nie miało prawa płacić autorom w dewizach. Taką możliwość miały tylko PIW, PWN i Czytelnik. Jak pisze Wojciech Orliński w książce "Lem. Życie nie z tej ziemi" (2017), "nie zostało to zapisane w żadnej ustawie ani rozporządzeniu, po prostu wynikało z czegoś, co w PRL było ważniejsze od konstytucji i kodeksów: biurokratycznej inercji".

Offline KzT

Odp: Prawa do postaci oraz domena publiczna
« Odpowiedź #14 dnia: Pn, 24 Styczeń 2022, 23:35:23 »
Z tego co pamiętam, to bardzo dobrze ten proceder (płacenia honorarium w złotówkach, a później ich wydawania przez autorów podczas wizyty w Polsce) opisał Wiktor Bukato w wywiadzie dla Sfinksa w 1995 roku. Wywiad ten wisiał dość długo na blogu Wojtka Sedeńki (on go przeprowadził), ale zniknął. Na Wikipedii został tylko martwy link w haśle "Wiktor Bukato". Niestety tego Sfinksa mam gdzieś w kartonie, więc nie wrzucę cytatu, ale to była dobrze opracowana procedura. I sporo autorów w latach 70. z niej skorzystało.
Ten model wydawania honorarium w złotówkach przez kogoś z Zachodu jest też opisany też w książce "Znam wszystkie wasze numery" Andrzeja Korzyńskiego, aczkolwiek w zupełnie innym kontekście:
"Roman Waschko (...) skontaktował nas z pewnym Anglikiem, który co tydzień kupował płyty z angielskiej listy przebojów i przysyłał je do radia. Nie można było zapłacić mu dewizami, czyli zachodnimi pieniędzmi, bo obrót nimi był karalny. Złotówkami też nie, bo nie można było ich wysyłać za granicę. Płaciło się Anglikowi na konto w Polsce za 'korespondencję z Londynu'. (...) Najciekawsze było, co ten Anglik robił z zarobionymi złotówkami, bo oczywiście nie mógł ich wywieźć. To by było przestępstwo dewizowe. On z wielką radością wydawał je w PRL-u. Szył koszule na miarę w Modzie Polskiej, sprawiał sobie garnitury z bielskich wełen... Wszystko to były bardzo porządne rzeczy. Buty robił na miarę u Kielmana".
***
Z prawami autorskim w PRL było chyba bardzo różnie i zmieniało się to w czasie. Sam pamiętam jak ponad 20 lat temu (czyli ponad 10 lat po tym jak PRL przestał istnieć) puszczałem jakieś tłumaczenie fragmentu w miarę świeżej książki do dość prestiżowego periodyku społeczno-kulturalnego i pojawiła się kwestia praw autorskich, to redaktor odpisał dosłownie, że drukujemy jak za PRL-u (czyli nie pytamy się o zgodę). I tłumaczenie poszło. Już kilka lat później by to nie przeszło.
 Były też różne dziwne konteksty. Jak powyżej zostało wspomniane, w latach 80. bardzo popularne były tzw. wydawnictwa klubowe. Czyli pirackie tłumaczenia i wydania popularnych książek, przede wszystkim fantastyki, niby na potrzeby wewnętrzne klubów sf. Oficjalnie robiono to w nakładach poniżej 100 egzemplarzy, na prawach rękopisu, ale w praktyce część z tych książek wydawano w dużych nakładach i sprzedawano na konwentach, giełdach... Był z tego proces w drugiej połowie lat 80., który zakończył się wyrokami więzienia. Ale to chyba bardziej bardziej za handel, a nie za łamanie praw autorskich.