Włożę kij w mrowisko, a bo czemu nie?
Zaznaczę na wstępie, nie skupiam się na fejsbukowych dramach, podszywaniem pod inne konta itd.
Na celownik biorę funkcję wydawniczą PCA.
Pan Krzysztof jest jaki jest, większość osób która chodź raz miała z nim styczność podczas komiksowych imprez mogła zauważyć jak się zachowuje i jak traktuje współpracowników czy autorów. Nie traktujmy jednak dorosłych ludzi jako niezdarnych nastolatków czy wręcz dzieciaków, aby w systemie zero jedynkowym ocenić relację jakie łączą autorów z Panem Krzysztofem.
Moim zdaniem zarówno Pan Rosiński, jego syn czy cała plejada zaprzyjaźnionych z nim autorów ma możliwości, aby zaprotestować, wyrazić swoje niezadowolenie czy wręcz do pewnego stopnia ograniczyć relacje na tle biznesowym. Przecież galeria PCA to nie jedyne wydawnictwo, które może wydawać komiksy z wyższej półki. Natomiast patrząc z innej perspektywy. Może z finansowego punktu widzenia druga strona jest zadowolona z tej współpracy? Jeden gość ogarnia im wszystko, emefka jest raz w roku, pozostałe imprezy można policzyć na palcach jednej ręki. Jakby nie patrzeć Thorgale się posprzedawały, Szninkiel się wyprzedał, w galerii była cała wystawa dzieł Pana Rosińskiego, Garula zrobił reklamę w Dzień Dobry TVN, zrobił kilka wywiadów. A do tego nie można mu odmówić jednego. Ma znajomości, co w tych czasach jest niezmiernie ważne.
Prawda jest taka, że ja i Wy sami nakręciliśmy się na te super hiper limitowane wydania za 500 zł. Szczególnie na początku, sam szybko wysiadłem z tego pociągu, zatrzymałem się tylko na jedynce Thorgala, Szninklu i czarno białych edycjach. Natomiast spora część jedzie dalej i stopniowo zrobiła miejsce na kolejne produkty. Czy miało to sens? Nie wiem. Raczej nie. Sentyment i magia świata dzielnego Wikinga stworzyła naturalny popyt, co niekoniecznie musiało się przełożyć na inne dzieła, komiksy które zasługiwały na ponowne wydanie, ale w formacie deluxe a nie super hiper wypasionych. Odnoszę wrażenie, że wtedy zaczęły pojawiać się pierwsze rysy na ocenie PCA. Jak do pracy nie zatrudni się dodatkowych osób, to ciężko ogarnąć pakowanie, wysyłkę, kontakt z klientami, partnerami biznesowymi czy samymi autorami. Czy tak było w rzeczywistości? Nie mam pojęcia, spekuluję.
Brnę dalej, obstawiam że połowa z Was (teraz) krzyczących nie zamówię! od tego chłopa nic nie wezmę! i tak Legendy kupi
Od dawna wyczekiwana pozycja, spora część młodszych czytelników nie miała możliwości ich poznania, starsi komiksiarze posiadający stare wydanie i tak będą mieli dylemat i mały diabełek kolo ucha będzie szeptał
a bierz !
Na koniec. Z jednej strony Was rozumiem, gość zraził do siebie masę ludzi. Klientów traktuje bardzo różnorodnie, z jednym pogodnie pogada, drugiego oszwabi na wrysie, w komiksowie też passy dobrej nie ma, liczne kłótnie i pstryczki odnośnie innych Wydawców, szybko się podpala, być może traci panowanie w stresowych sytuacjach. Natomiast jednego odmówić mu nie można, jakiś plan tam ma i krok po kroczku stara się go realizować.
Korzyści muszą płynąć w obie strony, bo nie wierzę że autorzy ot tak tolerują jego zachowanie. Podobnie jak organizatorzy imprez komiksowych. Nikogo nie bronię, starałem się jednak opisać szerszy kontekst i jak ja to widzę ze swojego punktu widzenia.