Zabawa w komiksy, w polskim wydaniu, to nie jest bezpieczna zabawa.
Jeden taki wydawca uparcie sprzedaje swoje tytuły w samo południe, zawsze tylko w południe. Narażając klientów na stres związany z gwałtownymi zmianami w ustalonym porządku dnia. Do pogłębienia braku bezpieczeństwa zakupów, przyczynia się także konieczność dokonywania ich w podupadającym, stale szwankującym sklepie. Ograniczona dystrybucja i znikome nakłady także pogłębiają wrażenie braku bezpieczeństwa. Jest to ordynarne wręcz deptanie strefy komfortu dobrodusznych komiksiarzy, skazanych na katusze strachu, karanych za swe dobre intencje.
Inne wydawnictwo wypuszcza na rynek komiksy bez stron, wybrakowane, lub źle wydrukowane. Nie czuję się bezpiecznie, będąc w ten sposób traktowanym. Strach mój pogłębia dodatkowo presja wydawnictwa, sugerującego za pośrednictwem swoich pracowników, że taki stan rzeczy jest tylko moją winą. Tonę w kortyzolu, którego nadmiar skraca życie, co dodatkowo mnie unieszczęśliwia. Również jestem karany za dobre intencje.
Kupując komiksy, nigdy nie można być pewnym poznania zakończenia opowiadanych przez nie historii. Nie jest to wcale rzadkie zjawisko - takie zakupy dokonywane w atmosferze lęku o poznanie finału opowieści. Atmosfera zagrożenia, towarzysząca wyczekiwaniu, na ewentualne zapowiedzi kolejnych tomów, ma destrukcyjny wpływ na psychikę. Kolejny przykład jak komiksiarze torturowani są za swe dobre chęci.
Komiksów kupuję już coraz mniej, zwyczajnie brakuje mi na to odwagi. Funkcjonowanie, w tak nieprzyjaznym, wrogim środowisku, wymaga nerwów ze stali, niezłomnej woli i olbrzymiego samozaparcia.