Trafne podsumowanie, dzięki któremu przyszła mi do głowy ciekawa rzecz. Przyroda lubi równowagę i najwyraźniej podobnie jest w tym przypadku. Z jednej strony mamy anonimowych forumowiczów plujących jadem. A co mamy z drugiej? Firmujących treści swoją twarzą i nazwiskiem jutuberów rzygających tęczą. Właśnie próbuję sobie przypomnieć jakąś negatywną recenzję komiksu czy planszówki z YT i... nie potrafię. No bo pewnie gdyby takowe się pojawiały regularnie, spadłaby oglądalność, a przede wszystkim darmowe bonusy od wydawców 
Ponieważ nie znasz specyfiki mediów i blogosfery, pozwól, że ci wytłumaczę. Bo jak zwykle cały "ból dupy" w każdej dyskusji sprowadza się do "darmowych egzemplarzy".
Po pierwsze. Zasadnicza różnica między blogiem a redakcją jest taka, że bloger robi co chce. W redakcji dostajesz komiks/grę/książkę do zrecenzowania i masz ją opisać na konkretny termin. Tu możesz krytykować, narzekać, itp. To normalna praca, za którą dostajesz pensję. Pracuję w redakcji (nie związanej z kulturą) i wiem doskonale jak to działa.
Po drugie. Blogi rządzą się swoimi prawami. Nie będę się wypowiadał za innych, ale mogę ze sporą dozą prawdopodobieństwa założyć, że robią podobnie. Ja sam sobie wybieram co chcę zrecenzować. Dostaję propozycje kilku komiksów od wydawcy, robię research po zagranicznych stronach i wybieram 1-2, które odpowiadają moim gustom. Nie lapię wszystkiego jak leci.
Dlatego nie piszę i nie wypowiadam się raczej o komiksach trykociarskich, bo ich nie czytam. Piszę i nagrywam głównie o komiksie europejskim i frankofońskim, bo to mój konik. Współprowadzący ze mną bloga kolega Grzybek, zajmuje się np. komiksem polskim, ambitnym, kryminałem itp. Opisuje pozycje Timofa czy Kultury Gniewu, bo to lubi. Ja tego nie lubię i rzadko czytam.
Po trzecie. Po dobrym researchu naprawdę szansa na trafienie gniota jest znikoma. Bierzesz pewniaki i wiesz, że będą dobre. Czytanie i pisanie o nich to sama przyjemność.
Po czwarte. U nas na blogu opisujemy sporo komiksów, które sami kupujemy i też je chwalimy. Słabych nie opisujemy, bo szkoda marnować na nie czas. Po co mam spędzać 2h nad tekstem, za który nikt nie płaci. Zresztą mam to w swojej notce bio na blogu: "Z założenia nie tracę czasu na krytykowanie słabych albumów. Nie ma sensu tego robić. Po pierwsze dla tego, że szkoda mi na to czasu (za pisanie nikt mi nie płaci). Po drugie - wychodzę z założenia, że jeśli coś nie podoba się mi, to nie znaczy że nie spodoba się innym".
Po piąte. najśmieszniejsze jest to, że czytelnicy krytykują blogerów że dostają "darmoszkę", ale sami chcą czytać blogi też za "darmoszkę". Nie wrzucą napiwku, nie kupią wirtualnej kawy, nie zapiszą się na newsletter nie mówiąc już o wsparciu na patronite. Od innych wymagają i krytykują, ale sami nie są lepsi - dostają nierzadko wartościowy kontent za darmo (nie mówię tu o swoich tekstach).
Po szóste. Każdy może założyć bloga i krytykować do woli. Brać egzemplarze od wydawców (jeśli mu dadzą) i przekonywać, że on by ten komiks lepiej wymyślił i narysował. Droga wolna. Wystarczy wyłożyć parę tysiaków na rozwój biznesu, który nie zarabia (domeny, hosting, skórki, wsparcie IT, newslettery, sprzęt audio i video) i można krytykować do woli. No i do tego ze 2-3h dziennie na pisanie, za które nic nie masz oprócz "egzemplarzy recenzenckich" o wartości 300-400 zł łącznie. Ile to wychodzi za godzinę pracy?
Po siódme. Czy za krytykę oglądalność by spadła? Jestem przekonany, że wręcz przeciwnie. Załóż stronę "nie lubię komiksów" i uzasadniaj na każdym egzemplarzu dlaczego. Sukces murowany. Hejt i jad są dziś w cenie. Myślę że żaden wydawca i tak by się nie odwrócił i nie przestał przesyłać komiksów. Po sześciu latach prowadzenia bloga mam wrażenie, że oni nawet nie czytają tych recenzji. Wychodzą z założenia, że "niech gadają, byle by tytułu i wydawnictwa nie przekręcali".
I to tak na szybko tyle