W ostatnią sobotę w ramach IV Górnośląskiej Imprezy Komiksowej miałem przyjemność prowadzić panel "Jak blogować o popkulturze". Dyskusja przebiegała dość intensywnie, więc to chyba najlepszy wątek na krótkie jej podsumowanie (poza postem w temacie GIK).
Temat był wielokrotnie wałkowany tu i na FB, więc postawiłem na swobodną rozmowę. Gośćmi byli Dominik Szcześniak (scenarzysta, rysownik, dziennikarz radiowy, publicysta) oraz Piotr Grochowski (znany z fanpeja "Gniazdo Szeptunów" - nauczyciel, recenzent i popularyzator komiksu).
Zaprosiłem też na scenę Kubę Oleksaka (recenzenta, publicystę, naczelnego "Kolorowych Zeszytów"), spontanicznie do rozmowy włączyli się Daniel Gizicki (scenarzysta, wydawca, publicysta, nauczyciel), Marek Turek (rysownik, scenarzysta, organizator) oraz Marceli Szpak (nagradzany tłumacz, propagator, instytucja sama w sobie).
Trudno jednoznacznie podsumować spotkanie, które było dość burzliwe i przeciągnęło się ponad wyznaczony czas. Poważna i odpowiedzialna publicystyka/krytyka komiksowa nie istnieje, gdyż:
- osoby, które mają do niej stosowne kompetencje muszą opłacić czynsz, więc hobby i pasja przegrywają niestety z pracą zawodową. Stąd komiksowa publicystyka ma w ich pracy miejsce marginalne;
- w ich miejsce pojawili się tzw. "zajawkowicze", których sensem istnienia jest rozerwanie pudła z komiksami, zdjęcie folijki (lub narzekanie na jej brak) i przekartkowanie kolejnej pozycji (przy częstym ujawnianiu spojlerów), bardzo często (wręcz zawsze) bez znajomości i/lub zrozumienia treści;
- te same osoby (m. in. Jarek, co lubi, Łukasz, co kocha, Mikołaj, co nie rozumie) - nie mają żadnych kompetencji kulturowych, poznawczych, komparatystycznych, nie potrafią osadzić dzieła w kontekście (o ile w ogóle już je przeczytali), nie umieją znaleźć powiązań między danym komiksem a innymi tekstami kultury. Z trudnością też przychodzi im nie tylko wymawianie zagranicznych tytułów i nazwisk, ale w ogóle posługiwanie się językiem polskim;
- nieliczne warte uwagi teksty i materiały są zbyt rozproszone między social media, blogi, czy drukowane periodyki, by stworzyć wspólny głos i platformę, na której mniej czy bardziej casualowy czytelnik znajdzie jakiekolwiek punkty odniesienia do potencjalnej lektury;
- ogromna nadpodaż komiksów sprawia, że czytelnikowi coraz trudniej jest wyłuskać cenne perły, które niestety w powszechnym odbiorze znikają przed wieprzami "legend", "kolekcji", "wypasionych okładek", "limitowanych wydań". Wybitne tytuły przepadają w zalewie szmiry jak łzy w deszczu, bo dominujący na rynku "recenzenci" nigdy nie zwrócą na nie uwagi, ze względów podanych powyżej.
W uproszczeniu - ci, którzy mogliby i powinni - o komiksach nie piszą i nie mówią z braku czasu. Ci, którzy sensownie to robią - giną w zalewie patorecenzenckiej i pseudopublicystycznej miernoty tych, którzy dominują, nie mając pojęcia o tym, co robią. I dobrze im z tym.
Rozsyłane darmowe recenzenckie egzemplarze od wydawnictw, które bywają omówione w trzech zdaniach, a potem lądują (często nawet nierozfoliowane!) na portalach sprzedażowych, też nie sprzyjają budowie sensownej płaszczyzny dyskusji o komiksach. Ale to temat na inną rozmowę.
Nie znam się, to się wypowiem. Tym bardziej, że nikt mnie o to nie prosi

Ja to widzę tak: nie podoba ci się dany blog/kanał = nie czytasz, nie oglądasz. Załóż własnego bloga, przyciągnij czytelników i zrób lepiej, a nie krytykuj innych. Większość z nich i tak nie śledzi tych akademickich dyskusji, które nic nie zmienią.
Wymieniasz kilka zaprzyjaźnionych blogów, które prowadzą "ludzie sensowni i ogarnięci". W domyśle reszta jest bezsensowna i nieogarnięta. Hejtem jeszcze nic nigdy dobrego nie zbudowano.
Na rynku jest miejsce i dla tabloidów i dla wysublimowanych periodyków do czytania przy sojowej latte. Jest miejsce na disco polo z głośnika bluetooth i na Chopina z gramofonu za 30k. Jest miejsce i dla dacii i dla mercedesa. To ludzie wybierają i narzekanie na jakość mediów w dobie fastfoodowego contentu i TikToka nic nie da.
Blogi w założeniu tworzone są przez pasjonatów a nie profesjonalistów. Poświęcają czas, pieniądze (domena, hosting, urządzenia audio-video, czasami wsparcie IT), które mogliby spożytkować inaczej. Na przykład obrażając innych. Ale oni mają to w dupie, bo i tak nie czytają dyskusji w zamkniętych kłókach adoracji i robią swoje. I uwierz mi, że spędzanie godzin na pisaniu, szukaniu newsów itp. nie zrekompensuje 5 egzemplarzy recenzenckich o łącznej wartości 300-400 zł.
Mówisz "nie piszą bo nie mają czasu"? To muszą być życiowe nieogary. Mam pracę na etacie, 3 dzieci na utrzymaniu, prowadzę kilka redakcji i daje radę ogarniać bloga, na którym nie zarabiam. Bo mam taką fanaberię i mi się chce.