Nie, system dystrybucyjny nie potrafił sprzedać.
Ale ludzie potrafili kupić. Nawet 100%.
To w jaki sposób kupowali, skoro nie działała dystrybucja?
Przecież bezpośrednio z wydawnictwa nie brali. No chyba, że mówisz o złodziejach, którzy wynosili komiksy z drukarni, ale to były ilości śladowe.
Nie napisałem, że był zabroniony, tylko że władze były niezbyt chętne. Tolerowały komiks, ale nigdy go nie ceniły. Dlatego też nie sądzę, żeby się nim chwaliły albo jakoś specjalnie pielęgnowały.
Napisałeś, że "komiks był na cenzurowanym". To jest jednak coś innego niż brak pochwał
W tym kontekście fałszywe zawyżanie nakładów albo "pobieranie papieru pod pozorem komiksów" wydaje się zupełnie niedorzeczne.
Kolejny raz używasz pod moim adresem słowa "niedorzeczne". Tymczasem Twoja wiara w astronomiczne nakłady i równie astronomiczny popyt oparta jest na tak samo cienkich przesłankach, jak mój sceptycyzm. Chciałbym zwrócić uwagę, że w PRL-u wszystko było polityką. Nakłady książek również, świadczyły bowiem o postępie, jaki dokonywał się "na odcinku" walki z analfabetyzmem (początkowo), a potem kreowania wyższych potrzeb proletariatu. "Jednym z założeń prowadzonej przez państwo polityki kulturalnej było umasowienie produkcji książkowej", jak słusznie zauważa Elżbieta Jamróz-Stolarska.
http://www.sbp.pl/wydawnictwa/archiwum_cyfrowe/pdf/?book_id=2318Ta sama autorka cytuje tekst Zofiia Kubarowej z 1953 r.: "przeciętny nakład roczny literatury pięknej w latach 1932-1934 wynosił 3,2 min egzemplarzy, a w 1953 roku sam nakład książek dla dzieci i młodzieży wynosi ponad 15 milionów. A więc prawie pięć razy więcej niż wynosił łączny nakład całej literatury pięknej w okresie przedwojennym". Przecież to jest propaganda w najczystszej postaci. W PRL-u funkcjonowały obok siebie dwie rzeczywistości: oficjalna (propagandowa) i prawdziwa. Wskaźniki gospodarcze były fałszowane i manipulowane na potęgę. Czy ktoś może mi zagwarantować, że tak samo nie robiono z oficjalnie deklarowanymi nakładami?
A co do zwrotów prasy - masz rację, że nakład wydrukowany i sprzedany to dwie różne rzeczy, ale wydaje mi się, że i Szarlota i Papcio mówili, że zwroty np. "Trybuny" były ogromne, a "Świata Młodych" w zasadzie zerowe. Nie wiem, skąd mieli te informacje, ale gdyby to miała być oficjalna propaganda, to informacja byłaby odwrotna, nie?
Oczywiście, ale Szarlota i Papcio to nie były oficjalne, propagandowe kanały informacji
Po drugie w latach 90 każdy mógł wydać co chciał i natrzaskali mnóstwo badziewia, począwszy od potworków typu "Marilyn w kosmosie", skończywszy na amerykańskiej pulpie disneya i superbohaterów, która arcydziełem nie była. Jak widać efektem ograniczeń PRLu (braku papieru itp) było to, że była selekcja, publikowane były rzeczy albo dobre, albo potrzebne (Żbik); te ograniczenia w latach 90-tych zniknęły i poziom komiksów znacznie spadł.
Nie wiem czy "Asterix", "Smerfy", "Conan", "Hugo", "Ian Kaledine", "Lucky Luke", "XIII" (że wymienię tylko kilka tytułów z lat 1990-1991) to badziewie w porównaniu z komiksami wydawanymi za PRL-u
Z całym szacunkiem, ale ani Szarlota, ani Papcio, ani nawet Wróblewski to nie była światowa czołówka. Natomiast te potworki, o których piszesz, to był jakiś margines w wykonaniu domorosłych biznesmenów. Nikt tego nie traktował poważnie.
Natomiast rozdzielnik był faktycznie irracjonalny - zdarzało mi się upolować w czasie wakacji "Fantastykę" w wiejskim kiosku, czasopismo nie do zdobycia normalnie w dużym mieście.
Otóż to. Jeżeli do każdego kiosku w Polsce trafiały po 3 egzemplarze, to wiadomo, że na jeden kiosk w mieście przypadało wielokrotnie więcej klientów niż na kiosk wiejski. Dlatego w miastach poczytne rzeczy znikały w kilka minut (stąd wrażenie gigantycznego popytu), a na wsiach żółkły na wystawach, po czym wracały na przemiał.