Ależ oczywiście że jest. Rozpoczyna się wojna z ufoludkami z drugiego końca kosmosu, których nikt na oczy nie widział i nikt nie wie o co im może chodzić. Ziemianie postanawiają rozmazać bezbożników po ścianach i wysyłają w rytmie fanfar, przy powiewających flagach i sypiących się kwiatach w ciemno do walki armię. Najpierw trafiają tam najlepsi synowie i najlepsze córki , ochotnicy którzy przechodzą szkolenie mające zmienić inteligentów w maszyny do zabijania. Na miejscu okazuje się, że zamiast wielkich bitew mają palić wioski i zabijać dziwne zwierzęta. Głównemu bohaterowi udaje się przeżyć swoją służbę i wraca do domu, na miejscu okazuje się, że jeszcze jest witany kwiatami, ale poza tym wszyscy mają go w dupie, wszystko się zmieniło we własnym domu nie czuje się już jak w domu, nie potrafi się porozumieć z innymi ludźmi nawet z bliskimi na dodatek ma kłopoty ze znalezieniem jakiegokolwiek zajęcia więc zaciąga się na kolejną turę. Po powrocie okazuje się, że wcale nie jest różowo jak miało być ufoludki uczą się taktyki i sposobów walki i ginie coraz więcej żołnierzy, bohater zostaje ciężko ranny i trafia na leczenie. Wyleczony wraca na linię frontu, żołnierze to już dawno nie ochotnicy ale poborowi wśród których szerzy się alkoholizm i narkomania, z nimi też już nie potrafi się dogadać. Po którejś tam bitwie okazuje się, że ogłoszono zawieszenie broni, wojna była pomyłką a bohater ma wracać do domu i nawet nie ma pojęcia po kiego grzyba go gdziekolwiek wysyłano. W domu tymczasem się tak się zmieniło, że już nie ma po co wracać to całkiem inna planeta niż ta którą opuścił, dla jej mieszkańców jest tylko reliktem poprzedniej epoki na dodatek z rękami brudzonymi krwią, pozostaje mu przystać do grupki weteranów takich jak on sam, koniec.
Identyczną historię mogło opowiedzieć tysiące weteranów z Wietnamu, łącznie zresztą z Haldemanem, chociaż jemu zdaje się jeden rok wystarczył. Wierzę, że ludzie regularnie czytający cokolwiek znają nawet niekoniecznie z definicji ale chociaż ze sposobu działania podstawowe środki stylistyczne takie jak przenośnia i nikt sobie nie wyobraził Vietkongu nawalającego z krzaków z działek laserowych. Zresztą zawsze pozostaje okładka.