Parafrazując pewne rapowe wersy "72 to juz nie 36". Cyngiel Luca Torelli, który w latach 30. miał u stóp cały świat, dziś jest podstarzałym Panem. Zdrowie już nie takie - dopadł go Parkinson. A pieniądze, których miał w brud, roztrwonił. Kobiety, które kiedyś go pożądały, jakoś dziś nawet nie chcą na niego spojrzeć.
Pierwszy tom opowiada historię Jamesa Hallidaya, dziennikarza Wall Street Journal, który pisze artykuł o Piero Caputo – słynnym mafiozie z lat trzydziestych. Wieść niesie, że za jego morderstwem stoi Torpedo. Chlopak oczyma wyobraźni już odbiera Pulitzera za świetnie przeprowadzone śledztwo kryminalne. Luca chętnie opowie o wszystkim, wystarczy mu odpowiednio zapłacić. Akcja rozwija się błyskawicznie. Trochę miejsca zostało poświęconego bohaterom, trochę zrzędzeniu Torpedo, a trochę strzelaninom. Miejsca na refleksję zabrało – czas na nią musi wygospodarować czytelnik po lekturze. Nieduża objętość jest mocno odczuwalna, bo część wątków potraktowano po macoszemu. Głębia postaci pobocznych nie istnieje. Jednak wszystko rekompensuje geniusz Enrique Sancheza Abuli w pisaniu dialogów oraz kloaczny humor, który wyróżnia ten tytuł.
Drugi tom jest lepszy od pierwszego. W wyniku pijackiej bójki, a dokładniej kopnięcia w krocze, wierny przyjaciel Torpedo Rascal ma problem ze wzwodem. Oczywiscie Luka ma na to rozwiązanie i czym prędzej zabiera druha do domu uciech. Tam nasi bohaterowie dostają nowe zlecenie od szefowej przybytku- Lou. Całość ponownie jest obficie polana czarnym humorem oraz wybornymi dialogami.
Najwiekszy minus tych historii to ich długość. Czyta się to niezwykle lekko. Luca Torelli to antybohater, który nas brzydzi, jednak nie możemy oderwać oczu od jego przygód. Chciałoby się tego czytać więcej i więcej. Eduardo Risso zilustrował obydwa tomy wzorcowo. Uwielbiam jego kreske i pasuje ona idealnie do wydźwięku komiksu.
MOJA OCENA OBYDWU TOMÓW️ TORPEDO 1972 7️⃣/🔟