Przeczytałem Pacjenta i muszę stwierdzić, że największym problemem tego komiksu jest poprzedni tytuł tego autora. Bo idę o zakład, że to przez jego pryzmat będzie oceniana tegoroczna nowość (sam tak, chcąc, nie chcąc, zrobiłem) i takiego porównania nowe dzieło Le Bouchera nie wytrzyma. A to dobry komiks.
Graficznie dostajemy to samo, co w Dniach..., czyli styl, który mnie osobiście nie porywa - żadnych artystycznych wzlotów i eksperymentów, raczej solidne rzemiosło w wydaniu relacjonującym. Na dodatek sznyt nieco mangowy, za którym nie przepadam.
Fabuła, zbudowana na styku obyczajówki i psychologicznego thrillera, jest, w porównaniu do zeszłorocznego hitu, dość prosta, choć autor próbuje mylić tropy. Zręcznie operując dialogami i długimi sekwencjami cichych kadrów udało się jednak zbudować i rozwinąć dość zagmatwaną psychologię bohaterów. Duża w tym zasługa wątków pobocznych, krótko, ale treściwie nakreślonych. Tematyka jest ciężka, poważna, a Le Boucher ponownie żeni ją z rozrywkową formułą, co z jednej strony daje ożywczy efekt, na tle przeciętnych produkcji komiksowych, z drugiej jednak pozostawia mnie z wrażeniem obcowania z trochę siermiężną, jarmarczną filozofią. Niestety autor, moim zdaniem, zbytnią wiarę pokłada w budowaną na przestrzeni ponad 200 stron relację między dwoma głównymi postaciami, bo ostanie kilkadziesiąt stron, prawdopodobnie mające być jednocześnie kulminacyjnym rozwiązaniem i ostatecznym zagmatwaniem, jest zbyt rozwleczone i nie utrzymuje napięcia, które dotąd narastało. Gdyby nie rozmiękła końcówka, komiks uznałbym za bardzo udany, ale niestety finalne osłabienie emocji pozostawiło mnie z uczuciem rozczarowania i pewnego niedosytu.
Komiks niemniej polecam, choć raczej tym, którym Dni... podobały się z powodów estetycznych lub zapadła im w pamięci atmosfera pierwszego komiksu Le Bochera. Twistu fantastycznego tym razem nie uświadczycie.