Wybrać najlepszego komiksu się nie da, to oczywiste. Jak z wszystkim, za dużo zmiennych by odpowiednio porównać i ocenić. Niewiele jest filmów, które oceniłem na 9 lub 10 w dziesięciostopniowej skali ale samo wybranie tych w danym gatunku jest trudne. A co dopiero najlepsze z najlepszych. Stawiać "Ojca Chrzestnego" część I i II wyżej niż "Dawno temu na Dzikim Zachodzie" czy "Czas Apokalipsy"? Lub odwrotnie? Nie do pomyślenia.
Trudno mi nawet wybrać kilka ulubionych, przeczytanych czy posiadanych w swojej kolekcji. Różne komiksy na różnych etapach życia spowodowały odczucie obcowania z czymś niesamowitym.
Wspomniany już przez innych forumowiczów Rork, Fragmenty i Przejścia, opublikowany w piśmie Komiks Fantastyka i czytany w bibliotece w latach 90, spowodował opad szczęki.
Blacksad, za rysunki i noir, Opowieści Szeherezady, rysunki, pierwszy kontakt z twórczością Toppiego, Corto Maltese, z oczywistych względów i za przygodę w świecie, który minął na zawsze.
Piotruś Pan lub W poszukiwaniu Ptaka Czasu, znów za rysunki oraz historię.
Bluberry, najlepszy western, całość głównej serii, Życie i Czasy Sknerusa McKwacza za szczytowe osiągnięcie kaczogrodzkiej mitologii... Długo tak można wymieniać.
Jeśli już by mnie ktoś do muru przystawił i kazał odpowiedzieć, to "Strażnicy" Moore'a i Gibbonsa. Czytałem lata temu i to jest arcydzieło. Na tyle, że nie chcę sobie go psuć serialem HBO, prequelami i tym co DC wyprawia aktualnie.
Wybór taki jednak byłby na siłę i bez przekonania, za dużo arcydzieł, za dużo doskonałych komiksów...