Nigdy nie miałem jakiegoś szczególnego parcia na przekonywanie do swojego hobby. Ot uznawałem, że taka moja fanaberia, na mniej popularną od gier rozrywkę. Nawet pojękiwania w okolicznym gronie na komiks jako taki, albo częściej zjawiska powiązane, wychodzące z komiksów jak seriale i filmy jakoś szczególnie nie aktywowały we mnie żarliwości do obrony. Na początku irytowało, potem uznałem, że typowe "ludzie gadają jak na tysiące innych tematów".
Jedyna osoba, którą rzeczywiście była przekonywana przeze mnie do obrazkowego medium to moja dziewczyna. Okoliczności same mnie zmuszały, bo zanim ona dowiedziała się o moim zamiłowaniu do "książeczek z obrazkami" ja wiedziałem już o jej niechęci.
Prawdę mówiąc od rozmów, że to hobby jak każde inne pomogło bardziej podrzucanie konkretnych pozycji. "Sandman", "Watchmen", "V jak Vendetta", "Zabójczy żart" wykonały za mnie całą robotę. Brzmi cholernie oklepanie, ale tak podrzucałem jej najbardziej klasyczne pozycje.
Wybranka nie stała się jakąś gorliwą czytelniczką komiksów, ale zmieniła dość mocno percepcje na całe medium. Czasem nawet spyta o tą i tamtą pozycję, co musiałby przeczytać, żeby zrozumieć kryzysy DC i Marvela, skomplementuje konkretnego rysownika- szczególnie lubi Alexa Rossa, albo kupi jakiś komiks na urodziny/ święta. Chętnie jej odpowiadam na pytania, ale prawdę mówiąc nie chcę jej w to wciągać jakoś szczególnie głęboko, ważne, jest dla mnie to, że nie będzie już podejrzanie patrzeć na regał z komiksami
Myślę, że miałem o tyle łatwo, że pomimo niechęci do medium obrazkowego nie obce jej były nerdowskie ciągotki, dość mocno lubi star wars czy grę o tron.
Kontakt z komiksem też miała wcześniej przez czytanie star wars komiks, aczkolwiek miała dość dużą alergię na superhero i generalnie uważała komiks za jednak niepełnoprawne medium, a bardziej taką niedorobioną literaturę.