Ramirez, również przyłączam się do opinii przedmówców jeśli idzie o bardzo nachalne upychanie w komiksie poglądów autora scenariusza. W takim podejściu nie ma nic złego i robi to wielu autorów, ale z pewną finezją wpisując się w komiksową narrację. Tutaj Fraction podaje to bardzo niestrawnie rozwalając kompletnie płynność opowieści, zupełnie tak jakby sztuki przemycania własnych poglądów uczył się od Ann Nocenti.
Run Fractiona można podzielić na dwa segmenty. Genialną pierwszą połowę z "Moje życie to walka", "Lekkie trafienie"
Z tym się nie zgodzę. O ile patrząc na wszystkie tomy, rzeczywiście początek jest dużo lepszy niż tomy 3 i 4, o tyle pierwsze tomy są również słabe pod względem scenariusza. Fraction miał dobry pomysł na Hawkeye'a starając się go przestawić na bohatera bardziej street levelowego, ale z dobrych zamiarów wyszła groteska. Wyrzuciłem większość tej serii z pamięci, dlatego przepraszam jeśli coś pomyliłem, ale to chyba w "Lekkich trafieniach" była ta historia z taśmą, w której Fraction osiąga szczyty kretyństwa i kompletnie odziera postać z wiarygodności, jakiegokolwiek charakteru i wieloznaczności. No bo na zdrowy rozum - facet pracujący w największej organizacji wywiadowczej umoczonej w wiele brudnych spraw, do tego strzelec wyborowy
nigdy nikogo nie zabił? Serio?
Kompletnie tego nie kupuję. Takich głupot w całej serii jest o wiele więcej, a im dalej tym gorzej. Żeby je wszystkie wymienić musiałbym przeczytać to jeszcze raz, ale nie chcę przez to ponownie przechodzić. To komiks, który szybko ulatuje z pamięci. Hawkeye Fractiona to taki harcerzyk.
Dlatego tym bardziej wyczekuję w ofercie Muchy "Ery Apocalypse'a" ze znacznie bardziej ciekawego etapu rozwoju Domu Pomysłów.
Ja mam zagwozdkę. Nie jestem fanem mutantów, ale lubię komiks lat 80. i 90., do tego w czasach TM-Semic ten komiks był legendą, podobnie jak "Tajne wojny" i tak się zastanawiam, czy skoro za mutkami nie przepadam, będę z lektury czerpał jakąś satysfakcję, czy to raczej taki crossover dla fanów.