KM/H.
Jeżeli ktoś z Was przymierza się do zakupu albo ma dylemat pomiędzy tym a innym tytułem, to polecam inny. Mark Millar w KM/H wygląda jak bokser idący do walki z mistrzem po trzech tygodniach treningu. Efekt, zbiera oklep, kasuje ustaloną stawkę i na wakacje...
Kupiłem bo przeczytawszy opis stwierdziłem, że można z zarysowanej fabuły uszyć całkiem niezłe, niezobowiązujące czytadło. Niby wszystko się zgadza ale, należy do tego dodać totalny chaos oraz masę banalnych zabiegów scenariuszowych. Na dobrą sprawę po pierwszym rozdziale można założyć dwie, trzy wersje zakończenia i w moim przekonaniu bez większego wysiłku się trafi. Co najgorsze pomimo olbrzymiej dawki akcji, z kart komiksu wieje nudą, bo raz iż niczym nie jest się zaskoczonym, dwa czytelnik ma nikłe szanse nawiązać jakąkolwiek więź z obojętnie czym lub kim. Wszystko dzieje się za szybko, bez ładu i składu. Tytuł komiksu może na to wskazywać, jednak po scenarzyście takiej klasy wręcz wymaga się zdecydowanie więcej...
Graficznie jest ok, ale to zdecydowanie za mało.