Carl Barks – "Kaczogród: Na tropach jednorożca i inne historie z roku 1950"Ten rok rozpocząłem z kaczkami, natomiast czytany przeze mnie w styczniu "Skarb Pizarra" okazał się bardzo średni. Mimo to od jakiegoś czasu czułem potrzebę zabrania się za kolejny "Kaczogród", którą dodatkowo podsyciła niedawna lektura rocznicowego KD. Niestety w serii mam nadal ogromne zaległości, które liczę, że uda mi się w końcu nadrobić, na razie jednak wziąłem się za ostatni tom, który – stanowczo zbyt długo – czekał u mnie na półce.
"Na tropach jednorożca" zbiera komiksy Barksa z 1950 roku, a jego zawartość prezentuje się nad wyraz ciekawie. Od razu rzuca się w oczy bardzo fajny skład – album zbiera 13 historii, z których zdecydowana większość jest dłuższa i mocniej rozbudowana niż przeciętne kacze komiksy. I dokładnie tego było mi trzeba po męczącym tomie z lat 60., który był jego zupełnym przeciwieństwem i składał się praktycznie wyłącznie z krótkich opowiadań. Lektura okazała się idealną odtrutką, w którą z miejsca się wciągnąłem, a całość zleciała mi momentalnie.
Prezentowany tu okres w twórczości Barksa był niezaprzeczalnie godny uwagi, a w zawartych tu historiach można znaleźć kilka perełek o różnorodnym klimacie. Mamy przygodowe fabuły z kaczorami podróżującymi po egzotycznych zakątkach świata – tytułowe "Na tropach jednorożca", z którym od dawna chciałem się zapoznać, bardzo fajna "Zaklęta klepsydra" (I.N.D.U.C.K.S. podpowiada mi, że musiałem ten komiks już czytać, chociaż zupełnie tego nie pamiętałem) czy "Kaczor perski". Jest trochę ciepła w świątecznym "Nigdy nie zgadniesz" i uroczych "Wakacjach u babci". Pojawia się wątek nieco proekologiczny w "Na łonie natury". Aż wreszcie raczej komediowo ukierunkowane "Nie twoja broszka" i "Pokręcona papuga". Do tego trzy skromniejsze objętościowo historie i dwie jednostronicówki.
Patrząc na same komiksy, wydaje się nieważne, czy autor skupia się mocniej na przygodzie czy humorze, bo każda z wymienionych historii poniżej pewnego pułapu nie schodzi. Barks wciąga czytelnika, kiedy pisze o porywających wyprawach do innych krajów, a te fabuły pochłania się jak klasyczne filmy przygodowe, ale i fragmenty typowo komediowe stoją na wysokim poziomie. Rozbrajają mnie momenty, gdy za pomocą kaczek scenarzysta przedstawia w krzywym zwierciadle sytuacje życia codziennego. Niesamowicie trafia do mnie tego rodzaju humor i np. wątek zakochanej papugi rozłożył mnie na łopatki. Równie udany był motyw ze szpiegami w krótkiej „Misji ratunkowej”. Te komiksy potrafią być autentycznie zabawne, a przy tym zawsze jest to zrobione z klasą, stonowaniem i poszanowaniem dla postaci.
Rysunkowo też jest bardzo dobrze. Barks był mistrzem prostej kreski, a jego kadry są czyste i przyjemne dla oka. I choć z pozoru nie ma tu fajerwerków, to warstwa graficzna stoi daleko przed tym, co prezentuje wielu współczesnych autorów historii o kaczkach. Znalazło się także miejsce dla kilku ilustracji, które na dłużej przykuwają wzrok – strona tytułowa, a następnie widok spalonego lasu w "Na łonie natury" czy panorama miasta w "Zaklętej klepsydrze". Co ciekawe etap w twórczości Barksa przypadający na ten tom, to czas, kiedy wielu jego bohaterów wyglądało jak normalni ludzie, co jest rzeczą dosyć niespotykaną w tym uniwersum.
Patrząc całościowo, lektura tego tomu była bardzo przyjemna i pozwoliła mi znów poczuć radość z czytania tych komiksów. Ta kompilacja to nie tylko klasyk za klasykiem, ale przede wszystkim kacze historie w najlepszym wykonaniu.
Klasyka na 8/10.