A właśnie, jeszcze jest Yokai. Też swego czasu olałem, ale kupiłem jakiś czas temu za większe pieniądze w krakowskim Fankomiksie i się o dziwo w nim zakochałem. Myślałem, że Usagi w kolorze to nie dla mnie, ale już na samym początku zachwyciłem się tymi akwarelkami i nie potrafiłem czytać dalej, bo ciągle patrzyłem na kadry z księżycem. Czasem po latach coś człowieka natchnie, kupi i się spodoba. Lub odwrotnie. Olałem też swego czasu Hellboya Opowieści niesamowite , przeczytałem i meh. Tam nie ma ani jednej naprawdę dobrej historii. Mnóstwo słabych i przeciętnych. A teraz już nie pamiętam żadnej. Czasem odcinanie kuponów ma sens (Yokai), a czasem nie (wspomniany Hellboy).