Wydanie nie jest w kręgu moich zainteresowań, ale czy ktoś mi wytłumaczy, czemu nie woli sobie sprowadzić edycji Niffle z Francji za 200 złotych, w co prawda nieco mniejszym formacie, ale (z tego co pamiętam) na porządnym offsecie a nie prześwitującej kredzie, w grubej, nie wyginającej się od noszenia oprawie i bez ryzyka żadnego fakapu, w zamian za który dostanie się "litografię" na papierze toaletowym?