Całość odebrałem jako opowieść o tym, jak korporacja technologiczna, w sumie przypadkowo, niszczy ludzkość (jaką znamy). Motyw jest oczywiście ograny (filmowo kłania się np. Terminator, ze szczególnym uwzględnieniem drugiej części), a dziś można go znaleźć nawet w filmach dla dzieci (Mitchellowie kontra maszyny). Ale w momencie gdy komiks powstawał, to mieliśmy jeszcze trwającą gdzieś od początku XXI wieku dominację przekonania, że nowe korporacje technologiczne są inne, a Google, Amazon czy Facebook marzą jedynie o tym, aby świat uczynić lepszym. I tutaj, obok np. Prometeusza Ridleya Scotta (2012; Aaama powstawała w latach 2011-2014) było to świadectwo ponownej zmiany w nastawieniu względem korporacji.
I na tym tle mamy te inne wątki: obyczajowo-rodzinne, historię szalonego naukowca, motyw genialnego dziecka autystycznego, wyprawę na obcą planetę, starcie technologii z inteligentną formą żywą (czyli Aamą)…