Według aplikacji Moja Biblioteka liczba nieprzeczytanych egzemplarzy komiksów wynosi równe 150. Ale... pozbędę się pierwszych tomów Tank Girl oraz Ptyś i Bill (oba utwory są dla mnie nie do pokonania), więc zostaje raptem 148
Niewiele wg mnie. Czytam przeważnie kompletnie wydane serie, resztę zbieram i czekam na ostatni tom. Nie pali się, nie jest to też dla mnie kupka wstydu. Do tego wszystkiego dodam, że zwolniłem z zakupami i będę nadal hamował.
Bardziej ubolewam nad książkami: co wezmę do ręki, to mi się nie podoba. Co drugi autor uprawia wodolejstwo. Albo ma taki zimny, bezemocjonalny styl jak Kundera (którego Żart przerwałem, podobnie jak niedawno Władcę Pierścieni po 300 stronach).
W przypadku komiksów większość zakupów była udana, z książkami (których już w zasadzie nie kupuję) mam odwrotnie. Przestałem się oszukiwać: wolę komiksy.
Ale problemem jest też abonament na Netfliksie czy Spotify. No bo jak to: płacę, to muszę dużo oglądać i słuchać, prawda? Do tego aplikacje takie jak Google Wiadomości (potrafię wsiąknąć na półtorej godziny) czy kompulsywne sprawdzanie Tapatalku (pomimo świadomości, że 85% wątków w ogóle mnie nie interesuje). O całej reszcie wszechświata, której z rzadka poświęcam trochę uwagi, nawet nie wspominam. Ale spoko, dam radę. Chyba że wpierw umrę. Najwyżej będę się wtedy martwił.