Mam multum przemyśleń odnośnie obecnej sytuacji w kontekście cenowo-komiksowym, ostatecznie opiszę możliwie zwięźle...
U mnie trochę jak u osób wyżej, ale z lekkim "twistem", otóż zdaję sobie sprawę, że nie dam rady zapoznać się ze wszystkimi mediami jakie mogą mnie interesować (wśród komiksów, książek, filmów, seriali, muzyki itd.), dotyczy to rzeczy już zebranych, ale też tych które zebrać zamierzam i które dopiero w przyszłości będą powstawać (mimo że świat rozrywki/popkultury "przejmuje" generacja instagrama/tiktoka/czegotamjeszcze to twórcy są różni i dla 'każdego' coś tworzą, nawet jak to co lubię zejdzie z obrzeży mainstreamu to wciąż powstawać będą rzeczy do mnie trafiające i w konsekwencji powiększać będą "kupki wstydu").
Jedno względnie realistyczne rozwiązanie żeby "znaleźć czas" na te rzeczy - do aktywności zawodowej włączyć tworzenie lub np. organizację wydarzeń związanych ze sztuką/popkulturą - taka niepisana zasada, że "poważni" ludzie oglądający najwięcej filmów to filmowcy, czytający najwięcej komiksów to twórcy komiksów itd., rozwiązanie nie dla każdego, ale kiedy alternatywą jest coraz mniej czasu na te rzeczy, to wciąż "do rozważenia"...
Istotnym problemem jest również to co obserwuję w moim otoczeniu - przeładowanie dostępem do mediów. Jak to szybko opisać... Na bazie komiksów - doceniam większość krajowych wydawców i w kwestii selekcji materiałów do wydania po prostu im ufam, oni robią selekcję z nieskończonej niemalże ilości komiksów, z czego następnie ja selekcjonuję pod siebie z tego już zawężonego wyboru jaki proponują wydawcy - jest to wygodne i często też "mądre". Są jednak przeciwnicy takiego podejścia, bo "cenzura", bo "kontrola", bo "nie będzie mi 'wydawca' mówił co mogę czytać" (zapominając przy tym, że gdyby np. producenci nie wyłożyli $ to w ogóle produkcja by nie powstała, a to podstawowa forma odgórnej selekcji...)... A przy braku bariery językowej wybór jest przeogromny i o ile nie jesteśmy tzw. alfą i omegą potrzebujemy pomocy/nakierowania w wyborze na co czas przeznaczyć. W każdym razie - "wszyscy" narzekają na TM-Semic za ich cięcia itp., przyznam że wycinanie stron było nieciekawe, ale samo wybieranie ciekawszych momentów i pomijanie mniej ciekawych zeszytów itp. doceniam - wydawnictwo myślało za czytelników i dzięki temu poznaliśmy więcej ciekawych rzeczy niż jakby wydawali ciągłość 'bezkrytycznie' (jw. ma to swoich zwolenników i przeciwników).
A jak jest teraz - rynek komiksowy się rozrósł, oferta już nie jest wąska i mimo aktywnej selekcji wydawane są rzeczy "dobre" i "niedobre", jeszcze "gorzej" jest w kwestii filmów/seriali czy muzyki, gdzie platformy streamingowe dają w sumie dostęp do ogromnej ilości mediów i żeby się w tym dobrze poruszać trzeba się trochę "znać", inaczej na każdym kroku spędzamy czas oglądając/słuchając "crapu" (często nie z wyboru, czyli łatwo jest czas stracić na rzeczach mało wartościowych).
Wracam do moich "obaw" - często zamiast czytać dobry komiks/oglądać dobry film (celowo nie podaję przykładowych tytułów) czytamy/oglądamy jakąś mało wartościową masówkę, albo coś co ktoś polecił po tym jak mu zapłacili (dlatego wyżej pominąłem "recenzentów" wśród ludzi poważnych i znających wiele mediów, jak ktoś jest w tym dobry to zaraz dostaje oferty recenzji "sponsorowanych" i tak naprawdę nie wiadomo kto przedstawia swoje szczere wrażenia, a kto jest "kupiony"...). Ja osobiście jeszcze mam tak, że wiedząc że mogę mieć problem z "zaangażowaniem się" w danym momencie w serię (komiksową czy np. serial) sięgam po coś co już znam, np. przynajmniej kilka seriali 100+ odcinków widziałem w całości niewykluczone że wielokrotnie, podczas gdy w tym czasie mógłbym oglądać/czytać rzeczy mi nieznane. Niby sobie to zarzucam, ale nie zamierzam tego zmieniać, oglądając coś co już znam dostaję to czego oczekiwałem, skoro do czegoś wracam to znaczy że to lubię, czasem sprzyjają "okoliczności" itp....
Podsumowując - pod kątem dostępności trzeba wykazywać się przynajmniej pobieżną wiedzą aby uniknąć straty czasu na niewiele wartych masówkach. Przykładowo serwisy streamingowe są chwalone za to, że "oglądasz co chcesz kiedy chcesz", czyli odwrotnie jak tradycyjna telewizja, tyle że granica się zaciera właśnie przez selekcję - popkultura jest traktowana generalnie jako rzecz nieistotna i ma "zabić czas", myślę że na forum możemy się zgodzić, że lepiej "zabijać czas" przy wartościowej rozrywce, a takiej trzeba szukać, czego mało kto się podejmuje (jw. widzę w swoim otoczeniu, ale też widać ogólnie, np. jaka produkcja ostatnio była/jest na top Netflixa
).
Zboczyłem z tematu, bo typowo "kupek wstydu" to nie dotyka, chociaż w zasadzie zajmując czas rzeczą X nie zmniejszamy "kupki wstydu" z rzeczami Y...
W każdym razie wiedząc że nie dam rady zapoznać się nawet z tym co już na półkach postawiłem racjonalnym byłoby ograniczenie bądź wręcz zaprzestanie dokładania nowych rzeczy. Niestety jest ta "chęć posiadania" jaką charakteryzuje się na pewno kilka osób piszących powyżej, dla mnie silny argument w postaci: "może przeczytam, może nie przeczytam, ale wiem że w każdej chwili mogę jeśli zechcę", ale... Może faktycznie czas to ukrócić, mimo że daleko mi do osób wyżej (pewnie w rok nie kupuję tyle co niektórzy w miesiąc) to wciąż racjonalnym byłoby prowadzenie jeszcze ściślejszej selekcji i może pozbycie się tego za co raczej się nie zabiorę (chociaż paradoksalnie działa to odwrotnie - jak chcę się czegoś pozbyć to magicznie znajduje się czas aby zapoznać się właśnie z tą konkretną rzeczą
).
Rosnące ceny mogą okazać się katalizatorem najsilniejszym, pisząc to zdaję sobie sprawę, że nie zdecydowałem co zrobić, jak do tego podejść, czy całkowity "halt" zakupowy czy ww. ścisła selekcja, czy...? Kiedyś miałem "pomysł" aby odciąć się od kupowania komiksów/czytania o komiksach np. na rok czasu, po prostu przestać być na bieżąco i po roku z inną perspektywą, bez tego obecnego "rozpędu" spojrzeć na rynek, kupić co najciekawsze itp. nie bazując na czynnikach "nieobiektywnych". Może to jest jakieś wyjście?
I jeszcze jeden wniosek - skoro o tych czynnikach myślę, to znaczy że niekoniecznie jestem z tym pogodzony, tj. zdaję sobie sprawę z "limitowanego" czasu jaki mamy, ale chyba tego nie akceptuję, tym bardziej że na rozrywkę/popkulturę/sztukę wraz z wiekiem czasu coraz mniej
Taka wypowiedź nie za bardzo pod dyskusję, chciałem skontrastować to co piszecie odnośnie "kupek wstydu" liczących duże ilości tytułów, bo nikt nie wskazuje że się z częścią kolekcji raczej nie zapozna w ogóle. Ciekawe czy taką ewentualność uwzględniacie, czy po prostu "o tym się nie mówi" i wypiera ze świadomości, a może nie ma żadnej presji i "jak przeczytam to przeczytam"? Tyle że nazwa tematu nie sprzyja takiemu podejściu ("wstyd" wskazuje że jednak fajnie jakby tych "kupek" nie było, więc presja jakaś jest)...