A mnie dziwi Twoje zdziwienie. Co jest niby złego w domowej biblioteczce, kiedy możesz sięgnąć na co masz ochote i kiedy masz ochotę? Jeżeli przeczytałem coś Moore'a i mi podchodzi to sięgam po jego kolejne rzeczy, jeśli lubię Morrisona to mam ochotę przeczytać jego bibliografię, jeżeli wiem jak dobry jest Bourgeon to ani przez sekundę nie zastanawiam się nad kupieniem cokolwiek się jego ukaże. Nie wiedząc wiele o Stevie Gerberze przeczytałem jego Nevadę, świetna rzecz, poczytałem o nim, sprawdziłem jego bibliografię i kupuję co jest dostępne, i to teraz jeden z moich ulubionych scenarzystów. I tak dalej. Jeżeli jakiś autor zapadnie w pamięci to po prostu wiem że bedę miał ochotę poczytać go więcej, w tej sutuacji pogrzebie na Amazonie, sprawdzę raz na jakiś czas Gildię i kupuję coś co mnie interesuje. Gdybym czekał z kupowaniem tego co chcę na wyczyszczenie 'regałów wstydu' to połowa w międzyczasie byłaby out of print.
Na różne rzeczy ma się zajawke w różnych momentach, poszerzyć horyzonty - czasami chce się sprawdzić jakiegoś nowego scenarzyste, czasami widząc prace jakiegos rysownika opadnie mi mniej lub bardziej szczena i chce coś jego na półeczce. Nikt z pałką nade mną nie stoi i nie zmusza do czytania wszystkiego co mam, nie czuję wielkiej presji, chociaż oczywiście moge się złościć że nie znajduje tyle czasu na czytanie komiksów ile bym chciał, za duzo go spędzając choćby i czytając o nich. Serio jeżeli wszystkiego nie przeczytałem to już nie hobby?
Domowa biblioteczka jest jak najbardziej sensowna, ale imo wtedy kiedy istnieje jakieś stopniowe "schodzenie" z zaległościami. Inaczej to jest nadwyżka względem tego na ile się ma na to wszystko czas. Mnie zaległości pokroju pół tysiąca nieprzeczytanych fizycznych tomów dobiłyby. Mi się to kojarzy ze skrajnym konsumpcjonizmem, posiadaniem czegoś nad stan, nie do rzeczywistej konsumpcji, przerobienia itd. Nie zarzucam tutaj komuś kto kupuje masę pozycji na zapas bycia wyznawca jakiegoś lansiarstwa, naprawdę wierzę, że ludzie po prostu skupują pozycje ze względu na zainteresowanie treścią, ale niestety pośrednio zakupy do stanu rozbuchania przy wprost proporcjonalnie odwrotnym użytkowaniu tego zbyt mocno przywodzą mi na myśl pewne zjawiska, nawet jeżeli nie taka jest czyjaś intencja. To jest jedynie moje subiektywne odczucie i dla kogoś mogę pieprzyć głupoty.
Out of print to sensowny argument, ale jak wcześniej pisałem co bardziej głośniejsze tytuły np takiego Egmontu śmiało są dostępne przez ten rok co najmniej, ba do dziś można upolować sporo rzeczy z 2017 roku. Ja zawsze też w pewien sposób "monitoruje" rynek patrząc np. na księgarnie sieciowe pokroju arosa/bonito gdzie pisze w ilu egzemplarzach jest u nich dostępna dana pozycja i dostępność danego tytułu na gildii, jeżeli widzę jakieś niziutkie liczby i czas dostępności powyżej 1-2 dni to kupuje jeżeli na danej pozycji bardzo mi zależało a odłożyła mi się mocno w czasie. Jak widzę, ze jest wszystko w normie, to nie będę kupował czegoś na gwałt, chyba, że chcę coś mega mieć na półce, ale pozwalam sobie na takie podejście w ledwo 20% przypadków, dlatego np. dopiero w październiku będę kupował min. rzeczy, które wyszły w pierwszym kwartale roku.
Mocno pomaga też to o czym wcześniej pisałem czyli cyfrowe abonamenty pokroju comixology unlimited gdzie jest ponad 25 tysięcy dostępnych cyfrowo komiksów do przeczytania, marvel unlimited z 29 tysiącami dostępnych cyfrowo pozycji etc. Czasem były fajne akcje marketingowe, wychodzenie do klienta jak np. w 2019 roku 2 miesiące za darmo w marvel unlimited.
Kocham komiksy na papierze ale polubiłem się też z takim podejściem do komiksu i łatwiej się żyje człowiekowi portfelem i wypracowuje choćby kompromisy żyjąc z kimś w związku, czy z samym sobą względem innych wydatków życiowych.
Do tego tylko trzeba jakoś ogarniać angielski ale imo zależy od pozycji po jaką chce się sięgać. Np. absolutnie nie tknę niczego od Moore'a w oryginale z żalem niestety bo nie ogarniam na tyle mocno angielskiego, gdyż gość piszę na tyle złożenie, że po prostu wiem, że nie podołam jak na moje zdolności językowe.
Dla mnie kupowanie więcej niż jesteśmy w stanie spożytkować to po prostu kwestia braku umiaru. Ja mogę chcieć przeczytać każdy komiks świata, ale wiadomym jest, że nie będę fizycznie w stanie tego zrobić. Przykłady z Moorem czy Morrisonem - chcę przeczytać następnego Moore'a, to kupuję i czytam. Po co mi od razu kolejne 30 jego komiksów na półce. Chciałem po "Animal Manie" kolejnego Morrisona, to kupiłem pierwszy tom "Doom Patrol" i jak przeczytam, to dopiero kupię następny.
Rozumiem, ale imo to jest akurat dość ryzykowne podejście w przypadku tych krótszych serii. Przykładowo na ten moment nowe, kompletne wydanie "Y ostatniego z mężczyzn" od Egmontu nie ma już nigdzie dostępnego oryginalnego, zafoliowanego tomu 4 i trzeba kombinować z używkami.
Ja tam rzeczy pokroju "Sagi o Potworze z Bagien", "Promethei" i "Doom Patrolu" kupuje pakietami, by uniknąć takich sytuacji jak ta powyżej. Jestem skłonny tak robić z nierozwlekłymi seriami ograniczonymi do kilku tomów. Portfel nie dostaje aż tak po dupie od nich i można uniknąć sporego zawodu.
Jasne są dodruki, ale prawdę mówiąc nie wiem na jakich zasadach to do końca u nas działa. Nie śledzę tego, bo nie potrzebuje wyczekiwać przy krótkich, bardziej zbitych seriach a te dłuższe kupowałem do tej pory na spokojnie, regularnie, ale to też wynika z tego, że nie mam aż tak ogromnego zbioru fizycznych komiksów, więc nie musiałem aż tak motać się finansowo.
W moim przypadku dochodzi jeszcze aspekt czysto praktyczny - kiedy widzę, bądź czytam o komiksie, który mam ochotę przeczytać, wolę od razu włączyć go do biblioteczki, niż starać się zapamiętać, że ten i ten tytuł chciałem przeczytać, albo robić sobie jakieś listy tego, co mnie zainteresowało, a potem szukać komiksu, jak przyjdzie pora. Bo w takiej sytuacji zawsze czytałbym to, co pod ręką, a takie pozostałe rzeczy spadałyby na dalszy plan i nigdy bym do nich pewnie nie doszedł. A tak jestem spokojny - jest kupione, stoi w zasięgu, nie muszę bawić się w pamięciówki czy listy, bo widzę to przez cały czas. I jak przyjdzie ochota, to sięgam na półkę, a nie robię przebieżki po bibliotekach czy OLXach. Każdy ma jakieś swoje podejście
Przecież choćby w sklepie Gildii jest wirtualny schowek, dość przejrzysty i praktyczny. Żadnego zapamiętywania tutaj nie potrzeba.