Jest z czego wybierać moim zdaniem, więc tekst o doborze który zdechł traktuję trochę jako forumową trollerkę :-)
Nie, to po prostu rozpoczęcie dyskusji na temat słabego doboru tytułów, mało zaskakującego i w porównaniu do innych wydawnictw (a to jest ważne) odstającego poziomem proponowanych tytułów. Bo kiedy na rynku była KG, Timof, Taurus i upadłe WK, to łatwiej było zaskoczyć rynek wspomnianym Clowesem. Dzisiaj jest mnóstwo nowych wydawców, sam jestem w szoku, że Mandioca sięgnęła po Raport Brodecka (Larcenet wprowadzony bardzo udanie przez WK), a nie Wy właśnie. Kurc, Ongrys, Planeta - oni wszyscy nie zabierają rynku Egmontowi czy NSC, ale najbardziej Wam. I Timof to ogarnął, muszę przyznać, że ich oferta znacznie się polepszyła, ale wy stoicie w miejscu. Ilościowo wydajecie nawet więcej, ale jakościowo mniej.
Nie zakładałem jedynie, że tak szybko zabijesz dyskusję swoim głosem Wszechwiedzącego. Trochę szkoda, że nie wykorzystałeś okazji do zdobycia feedbacku, zajechałeś na ręcznym i zapobiegłeś ważnej rynkowej odpowiedzi czytelników. Dostałeś XX lajków, bo wiadomo - kto jak nie Holcman będzie decydował co się tutaj pisze.
Taka pośrednia cenzura - oto ja wydawca napiszę jak jest i kto się nie zgadza ten kiep. Miałeś fajną szansę usłyszenia prawdy, a dostałeś lajki od spolegliwych kolegów. Po co? Skoro jestem tak bardzo w błędzie?
[...]W dodatku stoi on w sprzeczności z ostatnim zdaniem Twojego posta, czyli "Damn, gdyby nie KG to nigdy bym nie poznał tego genialnego komiksu" - ten postulat spełniają tylko polskie komiksy w naszym katalogu, bo cała reszta gdzieś przez kogoś została wydana i można jedną z wielu obcojęzycznych edycji sobie kupić.
Dobrze wiesz o co chodzi. Żeby przedstawić tytuł polskiemu czytelnikowi trzeba wykazać się podwójnym sprytem: z jednej strony znaleźć tytuł, którym zachwyciło się już szerokie grono odbiorców, a jednocześnie być na tyle szybkim, by klienci sami nie kupili oryginalnego wydania. I to się udawało do pewnego momentu. Bo trzymać w ręce zajebisty komiks i być jedną z 5 osób, które go przeczytały, to inna para kaloszy, może równie trudna, ale z pewnością pozbawiona elementu wyścigu z rynkiem (z innymi wydawcami lub z czytelnikami oryginałów). I ja wiem, że dobrze wiedziałeś o czym piszę, a jednak wolałeś odbić piłeczkę w krzaki i twierdzić, że sam sobie zaprzeczam. Ciekawa ta reakcja i mnie daje do myślenia.
Na każdą fatalną recenzję tych komiksów mam 3 bardzo dobre.
[...]
De gustibus...
No to jest chyba największy przykład zaprzeczania sobie. Albo sugerujesz oceny i recenzje albo "De gustibus...". To są dwie skrajności, widać używasz tej, która lepiej broni twojej linii. Tak, użyłem "broni", bo nie można nie odnieść wrażenia, że uznałeś mój komentarz za atak i postanowiłeś się bronić.