Luty
Sleepwalker nr 8 - podobnie jak przy okazji ,,wizyty” Spider-Mana, także ,,gościnny występ” Deathloka przebiegł w dobrze znanym trybie od wzięcia się za łby po owocną współprace rzeczonego cyborga z ,,gospodarzem” tej serii. A na dokładkę nieco uniesień sercowych Ricka. Krótko pisząc nieprzesadnie wyszukana, acz zarazem sprawnie zrealizowana rozrywka.
Martian Manhunter vol.3 nr 8 – bardzo udany epizod. Z jednej strony pogłębiono rozeznanie czytelników o przyczynach gwałtowanej zagłady niemal wszystkich pobratymców J’onna; z drugiej natomiast „rozgościli” się tu przedstawiciele ówczesnego składu Ligi Sprawiedliwości, z jednego z najbardziej udanych okresów w dziejach tej formacji. Dodatkowo sprawca zaistniałych w tej opowieści problemów to istny „potencjał” na jeśli nie pierwszo, to chociaż drugoligowego, regularnie powracającego superłotra.
Marvel Origins t.54: Thor 9 – można pokusić się o przypuszczenie, że na prezentowanym w tym tomie etapie rozwoju serii Stan Lee ograniczył swoją ingerencje jedynie do „szlifowania” rozbuchanych konceptów Jacka Kirby’ego. Znać tu bowiem pełnie kreatorskiego zaangażowania drugiego z wspomnianych autorów, na miarę jego późniejszych projektów, zawartych w seriach „New Gods vol.1”. Do tego zarówno w wymiarze fabularnym, jak i plastycznym. Nie ma mowy o jakichkolwiek twórczych kompromisach. Miast tego jest rozmach na miarę kosmicznych eposów wielkiego ekranu.
X-Men. Punkty zwrotne: Pieśń egzekutora - od kilku lat ciągnęło mnie by sobie tę rozbudowaną opowieść odświeżyć. Natłok bieżących tytułów skutecznie mi to jednak sabotował. Nowe (a przy tym pełne) wydanie tej zrealizowanej przy znacznej dozie desperacji ówczesnej redakcji Marvela historii (wszak chwilę wcześniej ewakuowali im się z ,,pokładu" ich topowi twórcy) okazało się zatem idealnym pretekstem, by te emocjonującą inicjatywę raz jeszcze sobie przyswoić. Jak dla mnie czas obszedł się z nią nader łaskawie i tym samym nie dziwię się, że zdecydowano się uwzględnić ją wśród tej linii wydawniczej. Efektowna mieszanka dramatyzmu i rozbuchanej dynamiki na miarę wczesnych lat 90. minionego wieku nadal przekonuje. Szczególnie natomiast cieszy uwzględnienie pominiętego przez redakcje TM-Semic 297 epizodu serii ,,Uncanny X-Men”, rozpisanego niczym najbardziej udane fabuły w najlepszych czasach aktywności świetnie dobrze znanego fanom mutantów Chrisa Claremonta. Plus Jea Lee (rysownik serii ,,X-Factor vol.1”) zjawiskowy jak już nigdy potem.
Batman: Epidemia - zbiór istotny przede wszystkim z tego względu, że przybliża losy przedstawicieli tzw. rodziny Batmana mniej więcej na etapie zakończenia ich prezentacji przez TM-Semic. Luka w tym temacie została zatem częściowo uzupełniona; do tego z uwzględnieniem także takich serii jak ,,Azrael”, ,,Catwoman vol.2” i ,,Robin vol.1”. Miło było ponadto znów rozpoznać utwory rozpisane przez takich autorów jak Alan Grant, Chuck Dixon i Dennis O’Neil. Przy czym po raz kolejny w sposób szczególny nasuwa się pytanie jak to się dzieje, że w obliczu ustawicznych klęsk i kataklizmów nawiedzających Gotham miasto jeszcze się nie wyludniło...
Sleepwalker nr 9 - epizod mocno słaby, bez pomysłu na fabułę oraz zaprezentowaną przeciwniczkę. Mam nadzieję, że to chwilowy wypadek przy pracy, wart co najwyżej zapomnienia.
Kapitan Żbik: Zatrzymać niebieskiego fiata... - potencjał na emocjonującą opowieść niewątpliwie był, ale ,,zaorano” ją przegadaniem i niewłaściwym rozplanowaniem poszczególnych sekwencji. Stąd debiut porucznika Michała w stopniu kapitana wypadł niestety nie w pełni satysfakcjonująco. Nie pomogła nawet wizyta w słonecznej Jugosławii, bo i mało w niej słońca, a tło, zamiast urokliwych krajobrazów Zadaru, niemal w całości wypełniły tzw. rozgadane głowy. Do tego stopnia, że aż by się chciało zostać jakobinem. Oczywiście tylko i wyłącznie w wymiarze komiksowym.
Martian Manhunter vol.3 nr 9 - konkluzja konfrontacji z diabelnie sprytnym Malefikiem nie zawodzi. Do tego zarówno w wymiarze fabularnym, jak i plastycznym, bo Tom Mandrake zadbał o wizualne zdynamizowanie dramaturgii. Ponadto gościnny udział przedstawicieli ówczesnej Ligi Sprawiedliwości niewątpliwie dodaje całości dodatkowego rozmachu. Rozpisana na kilka epizodów historia to był bardzo dobry pomysł.
Marvel Origins t. 55: X-Men 2 - mimo że pierwszy skład drużyny sformowanej przez Charlesa Xaviera przesadnie licznego grona czytelników nie uwiódł, to jednak także współcześnie znać twórczą werwę z którą tę serie rozpisywano i rozrysowywano. Mitologia Dzieci Atomu rozrastała się w szybkim tempie, przy uwzględnieniu prawideł nastoletniej dramy. Nie wszystkie ówczesne koncepty okazały się fortunne, aczkolwiek zasadniczy konflikt wiodący na tle relacji pomiędzy homo sapiens, a homo superior, już wówczas ,,wrzał” angażującą dynamiką. Do tego Jack Kirby był wówczas u szczytu swoich twórczych możliwości.
Sleepwalker nr 10 - to było oczywiste, że po kilku publicznych ,,występach” tytułowego bohatera zainteresują się nim stosowne ,,organa”. Do tego odpowiednio na okazje zmagań z nim wyposażone. Toteż faktycznie Sleepwalker zmuszony zostaje do stawienia czoła rządowej jednostce, dysponującej zaawansowanym technicznie ekwipunkiem. Trudna przeprawa z emisariuszami federalnych władz okazała się także pretekstem do ukazania sekwencji wydobywania się Sleepwalkera z podświadomości Ricka. Trzeba przyznać, że Bret Blevins (rysownik serii) znalazł na to wizualnie przekonującą formułę. Nie dość na tym zachęcająco jawi się ponadto zapowiedź wizyty w kolejnym epizodzie wówczas jednego z najbardziej ,,gorących” herosów Domu Pomysłów.
Martian Manhunter vol.3 nr 10 - oryginalnie pomyślany epizod, jakby według schematu ,,gaimanowskiego” z kart ,,Sandmana”. Stąd tytułowy bohater pojawia się jedynie w retrospekcjach, a ,,ciężar” opowieści przeniesiony został na ponętną (i egzotyczną zarazem) Beatriz da Costa, w swoim czasie udzielającej się w szeregach Ligi Sprawiedliwości jak Green Flame/Fire. Sporo tu buzujących emocji, a przy okazji uzupełnienia wizerunku J’onna o refleksje rzeczonej. Równocześnie znać, że w jego kontekście szykowana jest kolejna, ,,grubsza” intryga. Seria rozwija się zatem bardzo obiecująco.
Epizody z Auschwitz t.2: Raport Witolda - osób choćby pobieżnie zorientowanych w dokonaniach rotmistrza Witolda Pileckiego nie trzeba przekonywać, że był on autentycznym Człowiekiem ze Stali, syntezą najlepszych cech polskości, który nie wahał się stawić czoła obu XX-wiecznym totalitaryzmom. „Raport Witolda” trafił do dystrybucji w momencie, gdy osoba wspomnianego dopiero doczekiwała się uznania na większą skalę. Tym większą wartość miała (i ma nadal) ta realizacja, w której zamordowanego przez komunistyczną bezpiekę rotmistrza przybliżono przede wszystkim z perspektywy jego aktywności jako twórcy ruchu oporu w niemieckim obozie zagłady Auschwitz. Narracja prowadzona jest klarowanie, a odpowiedzialny za wykonanie warstwy plastycznej Arkadiusz Klimek zadbał o każdy szczegół ujmowanego przezeń w kadr świata przedstawionego. W ówczesnych czasach (tj. w roku 2009) rzecz tym bardziej była warta uznania, że wśród krajowych plastyków parających się tworzeniem komiksów maniera realistyczna była raczej rzadkością.
Niepisane t.1 - jako że Mike’a Careya mocno sobie cenię za jego walny wkład w takie projekty jak ,,Lucyfer” i ,,Hellblazer”, toteż nie mogłem przegapić także tej jego współrealizacji, polecanej przezeń podczas jego pobytu w Polsce wczesną jesienią 2009 r. Bardzo chciałem, by ta historia wręcz mnie uwiodła. Tak się jednak niestety nie stało, mimo że teoretycznie jest tu wszystko, co mogłoby do tego doprowadzić: znamiona erudycji autora, intrygujący wątek wiodący, a nawet coś na ,,kształt” metafizycznych uniesień. A jednak przynajmniej w moim przypadku to nie ,,zagrało”, przez co lektura tego zbioru okazała się nużącym doświadczeniem. Stąd póki co przygodę z tym tytułem uważam za zakończoną, choć równocześnie nie wykluczam, że pewnego dnia jeszcze po ,,Niepisane” sięgnę. Uwzględniając jednak natłok innych lektur, nie sądzę aby nastąpiło to w przewidywalnej przyszłości.
Apokalipsa – w pierwszym odruchu chciałoby się rzec „(…) tego jeszcze nie grali”, gdyby nie okoliczność, że przed blisko dekadą doczekaliśmy się już komiksowej adaptacji najsłynniejszego utworu z niegdyś wziętego nurtu apokaliptyki. Niemniej także ta interpretacja najbardziej optymistycznej w przekazie księgi Pisma Świętego cieszy. Podobnie jak w przypadku znanej także u nas komiksowej adaptacji całej Biblii, rozrysowanej przez Sergio Cariello, także w tej inicjatywie z miejsca dają się dostrzec inspiracje estetyką superbohaterską, z czasów, gdy w ofercie DC Comics znalazła się prezentowana u nas obecnie „Ziemia niczyja”. Dla jednych zapewne będzie to walor, dla innych niekoniecznie. Z mojej perspektywy autor warstwy plastycznej – Kyle Hotz – dołożył starań, by nadać ilustrowanej przezeń opowieści znamion wizyjności i przełomowości na kosmiczną skalę. Zabrakło mi natomiast ujęcia dobrze pojmowanej nastrojowości triumfu. Ogólnie jednak niniejsze przedsięwzięcie wypada uznać za udane i warte rozpoznania.
Smerfy i fioletowa fasola - żywieniowy konsumeryzm nigdy nie był rozmiłowanym m.in. w smerfojagodach podopiecznym Papy Smerfa obcy; wygląda jednak na to, że dotąd nie spożywany przez nie produkt (tj. tytułowa fioletowa fasola) wprowadził do wesołej wioseczki mnóstwo zamieszania. Stąd także tym razem w przygodach Smerfów nie zabrakło fabularnych zawirowań. Niniejszy album to również pożegnanie z Pascalem Garrayem, rysownikiem, który wzorcowo imitował styl pomysłodawcy serii. Niestety rzeczony przedwcześnie zmarł.
Sleepwalker nr 11 - podobnie jak kilka epizodów wcześniej w kontekście Spider-Mana, tak i tym razem tytułowego bohatera czeka ,,omyłkowa” konfrontacja z jednym z wówczas najpopularniejszych herosów Marvela, tj. Ghost Riderem. Niby nic specjalnego, a jednak ,,klimat” Domu Pomysłów zrobił swoje i tym samym walor rozrywkowy został w pełni osiągnięty. Po zapowiedzi kolejnego epizodu znać, że przed Sleepwalkerem ciąg dalszy spotkań z ,,zasobami” tego uniwersum.
Martian Manhunter vol.3 nr 11 - powrót do przyszłości i to bardzo odległej, bo znanej z wydarzenia pod hasłem ,,1 000 000”. Znowuż J’onn to przede wszystkim postać (czy może raczej byt) z opowieści, snutej przez przedstawiciela pozaziemskiej rasy. Ciekawostką jest udział w realizacji tego epizodu Bryana Hitcha, który już wkrótce miał dać popis swojego talentu w bestselerowej serii ,,The Ultimates”. Wyjątkowa udana odsłona dziejów Martiana Manhuntera.
Batman/Superman: World's Finest t.2 - podobnie jak przy okazji pierwszego zbioru, także i w tym mnóstwo żywiołowości, nieskrępowanej regułami głównego kontinuum uniwersum DC. Dan Mora poczyna sobie ze swobodą w pełni rozrysowanego (i zarazem utalentowanego) plastyka, a Mark Waid sięga po motywy rodem z jego najbardziej cenionej realizacji (tj. oczywiście „Przyjdź Królestwo”). Miła rozrywka z kategorii niezobowiązujących.
Marvel Origins t.56: Daredevil 5 - kolejny popis twórczych możliwości Gene’a Colana, artysty totalnie charakterystycznego i natychmiast rozpoznawalnego. Jego skłonność do całostronicowych kompozycji oraz wprawnego operowania światłocieniami znacząco „podkręciły” wizualną stronę tej serii. W wymiarze fabularnym ewidentnie testowany jest nieco bardziej „humorystyczny” kierunek, o czym świadczy debiut Żabiego Skoczka oraz wątek z „bratem bliźniakiem” Matta. Plus mnóstwo akcji naznaczonej bijatykami z dobrze już znanymi sparingpartnerami „Nieustraszonego”.