Autor Wątek: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi  (Przeczytany 185891 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline turucorp

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #705 dnia: So, 22 Luty 2025, 23:23:37 »
Chętnie też dowiedziałbym się czegoś więcej o Herge i Tintinie, podeślecie panowie jakieś porządne źródła? Z góry dzięki.

Ale to chyba nie tutaj?
Odpowiedni temat jest w dziale „Komiks europejski” https://forum.komikspec.pl/komiksy-europejskie/tintin/45/
I chociażby @Kadet ma sporą wiedzę na ten temat.
Ph'nglui mglw'nafh Cthulhu R'lyeh wgah'nagi fhtagn.

Offline zerodwatrzy

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #706 dnia: So, 22 Luty 2025, 23:39:22 »
Jasne, spytam też tam, dzięki. Uznałem, że skoro dyskusja była tutaj, to fajnie jakby linki były też tutaj, żeby więcej osób mogło się zapoznać. Liczba osób czytających ten temat jest z pewnością dużo większa od liczby osób wchodzących do działu o komiksach europejskich, a ja sam dzięki niemu dowiedziałem się sporo o komiksach, których tematu spontanicznie bym nie odwiedził.

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #707 dnia: Nd, 23 Luty 2025, 13:41:56 »
dzięki Larry za takie tony tekstu
wierz mi lub nie :) ale polskie wydanie - biorąc pod uwagę materiał źródłowy, czyli po prostu skany - to jest mega czad ;)
teraz odświeżyli, ponownie zeskanowali - i jest podobno - bo widziałem tylko pdf - lepiej, chodź niektórzy zarzucają, że mniej malarsko - myślę., ze za rok dwa, wydamy to odświeżone wydanie, w powiększonym formacie - nie obiecuje, ale mam to z tyłu głowy :)

  Nie musisz dziękować, wiesz że to nie z sympatii. Powiedziałem co widziałem. Jak zawsze. Wierzę oczywiście, niby dlaczego nie? Nie było to nie było i tak wygląda bardzo dobrze, po prostu widać, że to nie jest jednolite i takie "jakie powinno być". Będzie nowe i powiększone, to pewnie wezmę. Innym naprawdę polecam. Kozak komiks, przez te blisko już 40 lat, nie zestarzał się ani godziny.

Online studio_lain

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #708 dnia: Nd, 23 Luty 2025, 13:50:16 »
dlatego tym bardziej doceniam twoja opinię :)
Plany Studia Lain - orientacyjne

Hunter-Killer - marzec 149 zł
Armie Zdobywcy - marzec - 125 zł
Spawn Gunslinger - kwiecień
Tablica Wenus (Roosvelt) - kwiecień
Hellspawn - maj
Druilleta: Yragaël - Urm le fou - maj

Offline Nawimar III

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #709 dnia: Pt, 28 Luty 2025, 14:52:44 »
Luty
 
Sleepwalker nr 8 - podobnie jak przy okazji ,,wizyty” Spider-Mana, także ,,gościnny występ” Deathloka przebiegł w dobrze znanym trybie od wzięcia się za łby po owocną współprace rzeczonego cyborga z ,,gospodarzem” tej serii. A na dokładkę nieco uniesień sercowych Ricka. Krótko pisząc nieprzesadnie wyszukana, acz zarazem sprawnie zrealizowana rozrywka.
 
Martian Manhunter vol.3 nr 8
– bardzo udany epizod. Z jednej strony pogłębiono rozeznanie czytelników o przyczynach gwałtowanej zagłady niemal wszystkich pobratymców J’onna; z drugiej natomiast „rozgościli” się tu przedstawiciele ówczesnego składu Ligi Sprawiedliwości, z jednego z najbardziej udanych okresów w dziejach tej formacji. Dodatkowo sprawca zaistniałych w tej opowieści problemów to istny „potencjał” na jeśli nie pierwszo, to chociaż drugoligowego, regularnie powracającego superłotra.
 
Marvel Origins t.54: Thor 9 – można pokusić się o przypuszczenie, że na prezentowanym w tym tomie etapie rozwoju serii Stan Lee ograniczył swoją ingerencje jedynie do „szlifowania” rozbuchanych konceptów Jacka Kirby’ego. Znać tu bowiem pełnie kreatorskiego zaangażowania drugiego z wspomnianych autorów, na miarę jego późniejszych projektów, zawartych w seriach „New Gods vol.1”. Do tego zarówno w wymiarze fabularnym, jak i plastycznym. Nie ma mowy o jakichkolwiek twórczych kompromisach. Miast tego jest rozmach na miarę kosmicznych eposów wielkiego ekranu.
 
X-Men. Punkty zwrotne: Pieśń egzekutora - od kilku lat ciągnęło mnie by sobie tę rozbudowaną opowieść odświeżyć. Natłok bieżących tytułów skutecznie mi to jednak sabotował. Nowe (a przy tym pełne) wydanie tej zrealizowanej przy znacznej dozie desperacji ówczesnej redakcji Marvela historii (wszak chwilę wcześniej ewakuowali im się z ,,pokładu" ich topowi twórcy) okazało się zatem idealnym pretekstem, by te emocjonującą inicjatywę raz jeszcze sobie przyswoić. Jak dla mnie czas obszedł się z nią nader łaskawie i tym samym nie dziwię się, że zdecydowano się uwzględnić ją wśród tej linii wydawniczej. Efektowna mieszanka dramatyzmu i rozbuchanej dynamiki na miarę wczesnych lat 90. minionego wieku nadal przekonuje. Szczególnie natomiast cieszy uwzględnienie pominiętego przez redakcje TM-Semic 297 epizodu serii ,,Uncanny X-Men”, rozpisanego niczym najbardziej udane fabuły w najlepszych czasach aktywności świetnie dobrze znanego fanom mutantów Chrisa Claremonta. Plus Jea Lee (rysownik serii ,,X-Factor vol.1”) zjawiskowy jak już nigdy potem.
 
Batman: Epidemia - zbiór istotny przede wszystkim z tego względu, że przybliża losy przedstawicieli tzw. rodziny Batmana mniej więcej na etapie zakończenia ich prezentacji przez TM-Semic. Luka w tym temacie została zatem częściowo uzupełniona; do tego z uwzględnieniem także takich serii jak ,,Azrael”, ,,Catwoman vol.2” i ,,Robin vol.1”. Miło było ponadto znów rozpoznać utwory rozpisane przez takich autorów jak Alan Grant, Chuck Dixon i Dennis O’Neil. Przy czym po raz kolejny w sposób szczególny nasuwa się pytanie jak to się dzieje, że w obliczu ustawicznych klęsk i kataklizmów nawiedzających Gotham miasto jeszcze się nie wyludniło...
 
Sleepwalker nr 9 - epizod mocno słaby, bez pomysłu na fabułę oraz zaprezentowaną przeciwniczkę. Mam nadzieję, że to chwilowy wypadek przy pracy, wart co najwyżej zapomnienia.
 
Kapitan Żbik: Zatrzymać niebieskiego fiata...
- potencjał na emocjonującą opowieść niewątpliwie był, ale ,,zaorano” ją przegadaniem i niewłaściwym rozplanowaniem poszczególnych sekwencji. Stąd debiut porucznika Michała w stopniu kapitana wypadł niestety nie w pełni satysfakcjonująco. Nie pomogła nawet wizyta w słonecznej Jugosławii, bo i mało w niej słońca, a tło, zamiast urokliwych krajobrazów Zadaru, niemal w całości wypełniły tzw. rozgadane głowy. Do tego stopnia, że aż by się chciało zostać jakobinem. Oczywiście tylko i wyłącznie w wymiarze komiksowym.
 
Martian Manhunter vol.3 nr 9 - konkluzja konfrontacji z diabelnie sprytnym Malefikiem nie zawodzi. Do tego zarówno w wymiarze fabularnym, jak i plastycznym, bo Tom Mandrake zadbał o wizualne zdynamizowanie dramaturgii. Ponadto gościnny udział przedstawicieli ówczesnej Ligi Sprawiedliwości niewątpliwie dodaje całości dodatkowego rozmachu. Rozpisana na kilka epizodów historia to był bardzo dobry pomysł.
 
Marvel Origins t. 55: X-Men 2 - mimo że pierwszy skład drużyny sformowanej przez Charlesa Xaviera przesadnie licznego grona czytelników nie uwiódł, to jednak także współcześnie znać twórczą werwę z którą tę serie rozpisywano i rozrysowywano. Mitologia Dzieci Atomu rozrastała się w szybkim tempie, przy uwzględnieniu prawideł nastoletniej dramy. Nie wszystkie ówczesne koncepty okazały się fortunne, aczkolwiek zasadniczy konflikt wiodący na tle relacji pomiędzy homo sapiens, a homo superior, już wówczas ,,wrzał” angażującą dynamiką. Do tego Jack Kirby był wówczas u szczytu swoich twórczych możliwości.
 
Sleepwalker nr 10 - to było oczywiste, że po kilku publicznych ,,występach” tytułowego bohatera zainteresują się nim stosowne ,,organa”. Do tego odpowiednio na okazje zmagań z nim wyposażone. Toteż faktycznie Sleepwalker zmuszony zostaje do stawienia czoła rządowej jednostce, dysponującej zaawansowanym technicznie ekwipunkiem. Trudna przeprawa z emisariuszami federalnych władz okazała się także pretekstem do ukazania sekwencji wydobywania się Sleepwalkera z podświadomości Ricka. Trzeba przyznać, że Bret Blevins (rysownik serii) znalazł na to wizualnie przekonującą formułę. Nie dość na tym zachęcająco jawi się ponadto zapowiedź wizyty w kolejnym epizodzie wówczas jednego z najbardziej ,,gorących” herosów Domu Pomysłów.
 
Martian Manhunter vol.3 nr 10 - oryginalnie pomyślany epizod, jakby według schematu ,,gaimanowskiego” z kart ,,Sandmana”. Stąd tytułowy bohater pojawia się jedynie w retrospekcjach, a ,,ciężar” opowieści przeniesiony został na ponętną (i egzotyczną zarazem) Beatriz da Costa, w swoim czasie udzielającej się w szeregach Ligi Sprawiedliwości jak Green Flame/Fire. Sporo tu buzujących emocji, a przy okazji uzupełnienia wizerunku J’onna o refleksje rzeczonej. Równocześnie znać, że w jego kontekście szykowana jest kolejna, ,,grubsza” intryga. Seria rozwija się zatem bardzo obiecująco.
 
Epizody z Auschwitz t.2: Raport Witolda
- osób choćby pobieżnie zorientowanych w dokonaniach rotmistrza Witolda Pileckiego nie trzeba przekonywać, że był on autentycznym Człowiekiem ze Stali, syntezą najlepszych cech polskości, który nie wahał się stawić czoła obu XX-wiecznym totalitaryzmom. „Raport Witolda” trafił do dystrybucji w momencie, gdy osoba wspomnianego dopiero doczekiwała się uznania na większą skalę. Tym większą wartość miała (i ma nadal) ta realizacja, w której zamordowanego przez komunistyczną bezpiekę rotmistrza przybliżono przede wszystkim z perspektywy jego aktywności jako twórcy ruchu oporu w niemieckim obozie zagłady Auschwitz. Narracja prowadzona jest klarowanie, a odpowiedzialny za wykonanie warstwy plastycznej Arkadiusz Klimek zadbał o każdy szczegół ujmowanego przezeń w kadr świata przedstawionego. W ówczesnych czasach (tj. w roku 2009) rzecz tym bardziej była warta uznania, że wśród krajowych plastyków parających się tworzeniem komiksów maniera realistyczna była raczej rzadkością. 

Niepisane t.1 - jako że Mike’a Careya mocno sobie cenię za jego walny wkład w takie projekty jak ,,Lucyfer” i ,,Hellblazer”, toteż nie mogłem przegapić także tej jego współrealizacji, polecanej przezeń podczas jego pobytu w Polsce wczesną jesienią 2009 r. Bardzo chciałem, by ta historia wręcz mnie uwiodła. Tak się jednak niestety nie stało, mimo że teoretycznie jest tu wszystko, co mogłoby do tego doprowadzić: znamiona erudycji autora, intrygujący wątek wiodący, a nawet coś na ,,kształt” metafizycznych uniesień. A jednak przynajmniej w moim przypadku to nie ,,zagrało”, przez co lektura tego zbioru okazała się nużącym doświadczeniem. Stąd póki co przygodę z tym tytułem uważam za zakończoną, choć równocześnie nie wykluczam, że pewnego dnia jeszcze po ,,Niepisane” sięgnę. Uwzględniając jednak natłok innych lektur, nie sądzę aby nastąpiło to w przewidywalnej przyszłości.

Apokalipsa – w pierwszym odruchu chciałoby się rzec „(…) tego jeszcze nie grali”, gdyby nie okoliczność, że przed blisko dekadą doczekaliśmy się już komiksowej adaptacji najsłynniejszego utworu z niegdyś wziętego nurtu apokaliptyki. Niemniej także ta interpretacja najbardziej optymistycznej w przekazie księgi Pisma Świętego cieszy. Podobnie jak w przypadku znanej także u nas komiksowej adaptacji całej Biblii, rozrysowanej przez Sergio Cariello, także w tej inicjatywie z miejsca dają się dostrzec inspiracje estetyką superbohaterską, z czasów, gdy w ofercie DC Comics znalazła się prezentowana u nas obecnie „Ziemia niczyja”. Dla jednych zapewne będzie to walor, dla innych niekoniecznie. Z mojej perspektywy autor warstwy plastycznej – Kyle Hotz – dołożył starań, by nadać ilustrowanej przezeń opowieści znamion wizyjności i przełomowości na kosmiczną skalę. Zabrakło mi natomiast ujęcia dobrze pojmowanej nastrojowości triumfu. Ogólnie jednak niniejsze przedsięwzięcie wypada uznać za udane i warte rozpoznania.
 
Smerfy i fioletowa fasola - żywieniowy konsumeryzm nigdy nie był rozmiłowanym m.in. w smerfojagodach podopiecznym Papy Smerfa obcy; wygląda jednak na to, że dotąd nie spożywany przez nie produkt (tj. tytułowa fioletowa fasola) wprowadził do wesołej wioseczki mnóstwo zamieszania. Stąd także tym razem w przygodach Smerfów nie zabrakło fabularnych zawirowań. Niniejszy album to również pożegnanie z Pascalem Garrayem, rysownikiem, który wzorcowo imitował styl pomysłodawcy serii. Niestety rzeczony przedwcześnie zmarł.
 
Sleepwalker nr 11
- podobnie jak kilka epizodów wcześniej w kontekście Spider-Mana, tak i tym razem tytułowego bohatera czeka ,,omyłkowa” konfrontacja z jednym z wówczas najpopularniejszych herosów Marvela, tj. Ghost Riderem. Niby nic specjalnego, a jednak ,,klimat” Domu Pomysłów zrobił swoje i tym samym walor rozrywkowy został w pełni osiągnięty. Po zapowiedzi kolejnego epizodu znać, że przed Sleepwalkerem ciąg dalszy spotkań z ,,zasobami” tego uniwersum.
 
Martian Manhunter vol.3 nr 11 - powrót do przyszłości i to bardzo odległej, bo znanej z wydarzenia pod hasłem ,,1 000 000”. Znowuż J’onn to przede wszystkim postać (czy może raczej byt) z opowieści, snutej przez przedstawiciela pozaziemskiej rasy. Ciekawostką jest udział w realizacji tego epizodu Bryana Hitcha, który już wkrótce miał dać popis swojego talentu w bestselerowej serii ,,The Ultimates”. Wyjątkowa udana odsłona dziejów Martiana Manhuntera.
 
Batman/Superman: World's Finest t.2 - podobnie jak przy okazji pierwszego zbioru, także i w tym mnóstwo żywiołowości, nieskrępowanej regułami głównego kontinuum uniwersum DC. Dan Mora poczyna sobie ze swobodą w pełni rozrysowanego (i zarazem utalentowanego) plastyka, a Mark Waid sięga po motywy rodem z jego najbardziej cenionej realizacji (tj. oczywiście „Przyjdź Królestwo”). Miła rozrywka z kategorii niezobowiązujących.
 
Marvel Origins t.56: Daredevil 5
- kolejny popis twórczych możliwości Gene’a Colana, artysty totalnie charakterystycznego i natychmiast rozpoznawalnego. Jego skłonność do całostronicowych kompozycji oraz wprawnego operowania światłocieniami znacząco „podkręciły” wizualną stronę tej serii. W wymiarze fabularnym ewidentnie testowany jest nieco bardziej „humorystyczny” kierunek, o czym świadczy debiut Żabiego Skoczka oraz wątek z „bratem bliźniakiem” Matta. Plus mnóstwo akcji naznaczonej bijatykami z dobrze już znanymi sparingpartnerami „Nieustraszonego”.

Offline herman

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
« Odpowiedź #710 dnia: Pn, 03 Marzec 2025, 16:59:25 »
Małe podsumowanie lutego. Były wyjazdy z pracy i ferie z rodziną tak więc szału czytelniczego nie było. W tym miesiącu przeczytałem 10 komiksów.

20th Century Boys: Chłopaki z dwudziestego wieku 1 (8/10) - wprawdzie pięć lat temu przeczytałem dwa pierwsze tomy tej sagi, ale stwierdziłem, że poczekam z lekturą, aż Hanami wyda całość. Inaczej zapomniałbym połowy wątków, bo w tej mandze dzieje się bardzo dużo. Jak dla mnie jest to w tym momencie najlepszy komiks Urasawy jaki czytałem. Paczka przyjaciół z dzieciństwa musi stawić czoła tajemniczemu Przyjacielowi - liderowi sekty i terroryście. Jak to u tego autora - mamy niespodziewany zwroty akcji, fajnych bohaterów, świetnie prowadzoną historię, która momentami zwalnia, żeby za chwilę wysadzić nas z kapci. Perełka. 

Pięć Krain. Taka sama drapieżność (7/10) - seria cały czas trzyma poziom. Mam wrażenie, że ten komiks jest trochę niedoceniony przez te antropomorficzne zwierzęta. 
Blueberry. Integral 4. Wyjęty spod prawa. Angel Face (7/10) - jak do tej pory najfajniejszy Blueberry. Zarówno ilustracje jak i sama historia robią się bardziej dojrzałe. Przyznaję, że przy dwóch pierwszych integralach trochę się męczyłem, ale warto było przebrnąć, żeby teraz świetnie się bawić.

War Stories, Volume 3 (7/10) - będą z grudniu w Sztokholmie odwiedziłem trzy sklepy z komiksami. W jednym z nich była pokaźna oferta albumów anglojęzycznych. Myślałem, że ta seria wydana u nas pod tytułem "Opowieści wojenne" ma tylko dwa tomu, a ku mojemu zdziwieniu okazało się, że istnieją jeszcze dwa. Kupiłem i nie żałuje, acz jest odrobinkę słabiej niż w poprzednich częściach.

Memphis (7/10) - pierwszy mój komiks od nowego wydawnictwa Shock. Przyznać muszę, że bawiłem się całkiem nieźle. Rzecz dzieje się w amerykańskim mieście Memphis, które szybko zaczyna odsłaniać przed nami liczne tajemnice. Okazuje się, że czas jakby stanął tam w miejscu, z samego miasta nie da się wyjechać, a część ludzi zachowuje się nad wyraz dziwnie. Jeśli lubicie komiksy pokroju Namibii czy Kenii (z resztą tego samego scenarzysty), czyli tajemnice, teorie spiskowe, kosmici - będziecie się dobrze bawić. Mimo, że jest tam trochę nielogicznych momentów , a zakończenie mogłoby być bardziej satysfakcjonujące to fanom gatunku mogę polecić.    

Fox (5/10) - niestety spore rozczarowanie, a była to jedna z najbardziej wyczekiwanych tegorocznych premier. Fabularnie to taki dość ubogi Indiana Jones. Niby jest pomysł na historię, ale jest to dość słabo poprowadzone i chaotyczne. W pewnym momencie trochę straciłem już zainteresowanie dalszymi losami bohaterów. Szkoda, bo kreska jest rewelacyjna. Nie jest to może komiks zły, ale podobnie jak w przypadku wydanego przez Scream "Dekalogu" był pomysł, ale zabrakło dobrej realizacji.

Rapsodia Węgierska - Przygoda Maxa Friedmana (5/10) - odświeżyłem sobie ten komiks po latach, bo niedługo wybieram się do Budapesztu i chciałem trochę poczuć klimat. Przyznaję, że w momencie wydania zrobił na mnie lepsze wrażenie. Niby jest fajny klimat szpiegowski w przededniu II wojny światowej. Są kawiarnie, eleganckie bale, podwójni agenci, ekskluzywne hotele. Jest też bardzo fajna, klasyczna kreska. A historia? No cóż, taki tam film szpiegowski klasy B. Do tego absolutnie bezjajeczny główny bohater. Można przeczytać, ale szału nie ma.

Agatha Christie. Miss Marple. Hotel Bertram (4/10) - przygody Panny Marple to nie jest Agatha Christie w szczytowej formie. Fabuła raczej wywołuje uśmiech politowania niż wybitnie wciąga. Można przeczytać, ale chyba lepiej w tym czasie włączyć sobie jakiś odcinek starego Poirota.

Potter's Field - Cmentarz Bezimiennych (4/10) - opowieść o człowieku, który przywraca bezimiennym nieboszczykom tożsamość tropiąc zbrodnie, które doprowadziły do ich śmierci. Bzdurna i nieciekawa fabuła, wszechmocny główny bohater, szaro-bure brzydkie ilustracje. Można od biedy przeczytać, ale sam nie wiem po co. 

Czerwona Maska księga 2 (3/10) - niestety wczesne przygody Czerwonej maski to absolutnie naiwna ramota. Ja tam nawet lubię sobie jakiegoś takiego starocia zaaplikować od czasu do czasu, ale tu jest wszystko tak wybitnie naciągane i przewidywalne, że aż szkoda słów. Pewnie wejdę w kolejne części, ale tylko nadzieja, że to w końcu zacznie dążyć do poziomu "7 żywotów krogulca" trzyma mnie przy tej serii.