Czekałem z lekturą Frankensteina na jakiś spokojny czas, no i się doczekałem. Absolutnie cudowna rzecz. Oczywiście rysunki są mistrzostwem świata. Ale do tego dochodzi sama historia, która nie jest po prostu głupkowatym wykorzystaniem potwora. To nie tylko hołd dla postaci Mary Shelley, ale też doskonałe wyczucie tego, o co chodziło w jej historii. Udało się im wejść na podobny poziom zobrazowania lęków, pytań, wątpliwości itd. związanych z człowieczeństwem i postępem. Nie zrobili z tego horroru, bo i książka Shelley horrorem nie jest. Swoją drogą - warto ją poznać (książkę, nie film) przed lekturą tego komiksu.
Szkoda, że Wrightson tego nie dokończył. Ale w sumie rysunki jego następcy też są na poziomie. Chcę więcej Wrightsona!
I aż się dziwię, że Niles mógł wypuścić coś tak gniotowatego jak 30 dni nocy.