Miałem trochę obiekcji co do tego albumu, więc w pierwszej kolejności sięgnąłem po komiksowego "Draculę", ale w moim odczuciu to "Frankenstein" okazał się być tym lepszym. Można znaleźć trochę narzekań na scenariusz, że fabuła jest zbyt prosta i urwana, ale sam nie odczułem takiego wrażenia. Ok, scenariuszowo to nie jest jakaś wyjątkowo zagmatwana historia, ale wydaje mi się, że sprawdza się będąc tym, czym jest. Czyli solidną historią grozy doprawioną trochę dramatycznymi wątkami, co bardzo mi się kojarzy z klasycznymi horrorami. Swego czasu naoglądałem się trochę starych czarno-białych filmów Universala z potworem Frankensteina, Draculą czy Wilkołakiem i scenariusz Nilesa według mnie całkiem nieźle wpasowuje się w podobny klimat. Również zakończenie wypada w porządku. Oczywiście, można było ciągnąć serię dalej, ale epizod który finalnie dostajemy nie wydaje się jakoś bardzo wyrwany z większej całości, domyka pewne wątki i spokojnie działa, jako samodzielna historia. Rysunki za to pierwsza klasa. Całkiem podobały mi się prace Mignoli w "Draculi", ale robota Wrightsona nie ma sobie równych. Trzy pierwsze zeszyty wyglądają super i również pogłębiają wrażenie oglądania czarno-białego filmu, bo im dalej, tym więcej operowania odcieniami szarości i światłocieniem. Szkoda tylko, że końcówka trochę rozczarowuje, bo ostatni zeszyt dokończony przez Kelleya Jonesa to drastyczny spadek poziomu rysunków, głównie przez sposób rysowania bohaterów, których sylwetki nagle stają się dużo prostsze, momentami całkiem do siebie niepodobne (Rachel), czy po prostu brzydkie (również Rachel). Mimo to, że można to było zrobić lepiej, dobrze że historia znalazła swoje zakończenie, a szkice Wrightsona zamieszczone później pokazują, że chyba obyło się bez większych zmian scenariuszowych w czwartym zeszycie. Na duży plus dla mnie też bardzo fajne tłumaczenie i samo wydanie, gdzie obyło się bez żadnych wpadek z literówkami, interpunkcją czy czymkolwiek, z czym borykają się nieraz mniejsi (a czasem też dużo więksi) wydawcy. Jedyne, co mi trochę nie odpowiada, to że format komiksu nie jest taki sam, jak w "Draculi", ale to chyba kwestia rysunków, które nie bardzo można było obramować dodatkowym marginesem. Sama w sobie bardzo fajna pozycja.