Chris Claremont, Peter David, John Buscema i inni – "Wolverine: Epic Collection – tom 1: Noce Madripooru"Od jakiegoś czasu mam ochotę wziąć się za klasycznych X-Menów Claremonta, ale cały czas zastanawiam się, jak się do tego zabrać – sięgać po oryginały, brać nasze poszatkowane wydania, czy może na próbę poszukać jakichś tomów z kolekcji. Objętość tego runu sprawy na pewno nie ułatwia, na razie jednak stwierdziłem, że poczekam na "Brood Saga" od Muchy i wtedy zdecyduję, co dalej, a póki co temat ugryzę od nieco innej strony. Nie tak dawno Egmont wypuścił przecież pierwszego Epika z Wolverinem, który choć oczywiście nie miał oddawać tego, co główna seria, to przecież w większości jest napisany właśnie przez Claremonta, więc potraktowałem go jako swego rodzaju substytut.
W tomie dostajemy 10-częściową historię z "Marvel Comics Presents" oraz 16 pierwszych zeszytów solowej serii "Wolverine", będącej jej naturalną kontynuacją (plus materiał z "Marvel Age Annual" #4, ale to tylko kilka stron). Za sterami mamy wspomnianego Claremonta, a także Petera Davida, który w pewnym momencie przejmuje scenariusze, i Johna Buscemę, od początku do końca odpowiedzialnego za rysunki (przy współudziale kilku innych twórców nakładających tusz na jego prace). Logana spotykamy w chwili, gdy opinia publiczna jest przekonana, że X-Meni zginęli, a on sam ukrywa się w Madripoorze, wyspiarskim państwie w południowej Azji i nieoficjalnej stolicy przestępczości w świecie Marvela.
Komiksy są napisane bardzo fajnie. Dominuje przyziemna tematyka i klimaty raczej przygodowo-awanturniczo-kryminalno-gangsterskie niż ratowanie świata w kolorowych kostiumach, a tutejszy Logan to postać trochę w typie Punishera, co osobiście mi odpowiada. Claremont ma sprawne pióro, a całość jest lekka i z tzw. "jajem" – sporo tu zabawnych momentów, wynikających głównie z przekomarzanek między postaciami. Generalnie zresztą ekipa bohaterów to silny aspekt tego komiksu. Z marszu polubiłem drugi plan, a ten jest barwny, charakterny i zróżnicowany (w jego skład wchodzą szefowa lokalnego półświatka, właściciel miejscowego baru, szef policji, pilot samolotów, jak również była Spider-Woman, a obecnie prywatna detektyw – w Egmoncie "detektywka" – wraz ze swoją asystentką). Po drodze gościnny występ zalicza jeszcze Hulk w wersji szarej, który pasuje tutaj idealnie, a numery z jego udziałem zaliczam do tych naprawdę udanych i chyba najzabawniejszych. Mnóstwo tu dobrej zabawy, choć są też wątki całkowicie na serio w postaci dwóch bardzo dobrych zeszytów nawiązujących do przeszłości Wolverine'a – pewnego wydarzenia sprzed kilku lat w Iraku (pierwszy epizod spod ręki Davida) oraz jego relacji z Sabretoothem (mocny fragment od Claremonta i z tuszem Billa Sienkiewicza).
Poziom spada, gdy dochodzimy do ostatniej historii, złożonej z 6 odcinków opowieści o kamieniu Gehenny autorstwa Davida. Tutaj Logan zakłada już kostium, a fabuła odlatuje w dziwne rejony – demony, ludzie poprzebierani za wampiry, zagrożenie dla świata, gość udający Indianę Jonesa – co pasuje średnio, trochę mnie umęczyło i robiło, co mogło, żeby zatrzeć dobre wrażenie. Na szczęście nie jest to aż tak duża część tego zbioru, żeby miała przeważyć na ocenie (i przynajmniej wygląda dobrze, bo tuszuje ponownie Sienkiewicz), natomiast gdyby wywalić tę historię, a zamiast niej zamieścić na przykład oryginalną miniserię z rysunkami Franka Millera, to byłoby pięknie.
Całościowo jednak bawiłem się bardzo dobrze. Co prawda jest kilka głupotek, ale w większości można na nie przymknąć oko (nie udało się tylko pod koniec), bo komiks zdecydowanie wygrywa atmosferą, postaciami, relacjami pomiędzy nimi i humorem. Od strony graficznej to klasyka, która jak najbardziej mnie kupuje, choć pojawiają się też pewne wątpliwe elementy – mam tu na myśli np. tandetny design Razorfista z początku tomu czy samego Wolverine'a, który jest miejscami dziwnie rysowany i czasami wygląda, jakby nosił na twarzy czarną woalkę. Samo wydanie jest porządne (aczkolwiek dużo tu czarnego, także egmontowe paprochy biją po oczach) i poza komiksami dostajemy również sporą galerię ilustracji – niektórych bardzo fajnych – szkiców czy artykułów towarzyszących premierom pierwszych historii. Jeśli komuś spodobały się Epiki z Punisherem, to myślę, że spokojnie może sięgać i po ten.
7/10 – w większości bardzo fajna rozrywka.