Jest takie zjawisko, które trudno jednoznacznie zdefiniować. Każdy może po swojemu, inaczej. Ale od razu można odczuć, kiedy to coś jest, a jeszcze bardziej, kiedy go nie ma.
Klimat.
A komiks "Black Hole" ma go mnóstwo. Ciężki, duszny, niepokojący. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek czytał (lub oglądał) historię dziejącą się wśród licealnej młodzieży (która ma w sobie zawsze sporo radości i optymizmu, nawet kiedy scenarzysta stawia ich naprzeciwko jakichś tragedii) i tak bardzo odczuwał ciężar wydarzeń, nie spodziewając się jakiegokolwiek happy endu. A rysunki Burnsa dodatkowo to uczucie potęgują. Świetna pozycja. Nawet czytana w słoneczny dzień na plaży. Tym, którzy tego komiksu nie znają, szczerze polecam sprawdzić, czy może jednak kończy się choć trochę szczęśliwie.