Skończyłem Green Arrowa Jeffa Lemire. Niezła przygodówka. Przypomina Rok pierwszy z WKKDC - rysunki Sorrentino podobne do tych Jocqa a spora część fabuły również rozgrywa się na wyspie. Od Roku pierwszego jest to jednak sporo lepsze. Akcja konstruowana na zasadzie, że ktoś ważny umiera, ktoś zmartwychwstaje, odnajdują się nieznani członkowie najbliższej rodziny, itd. Jeśli ktoś chce poczytać bez bólu jakieś superhero to się nadaje.
Tyle plusów, teraz minusy. Minusy są takie, że to nie jest Lemire i to nie jest Green Arrow. Lemire w swoich najlepszych komiksach nacechowuje postacie bagażem określonych doświadczeń, które później definiują bohaterów i sprawiają, że są nam bliżsi. Ale nie tutaj. Oliver (i nie tylko on) musi się co prawda zmierzyć z dramatami z przeszłości, lecz wszystko to niezbyt wnikliwe i pozostawiające raczej obojętnym. No i to nie jest mój Green Arrow, ten którego znam z Kołczanu i Włóczęgi bohaterów. Wszystkie postacie są raczej mdłe (może prócz Emiko). GA nie ma jednak przede wszystkim żadnych ciętych uwag na temat niesprawiedliwości społecznej, nic go w tej kwestii nie uwiera, niczego nie dostrzega. Trudno nie odnieść wrażenia, że to jakaś zupełnie inna postać. No i z nikogo sobie nie żartuje, w ogóle w całej historii brakuje zielonego humoru.