Na prośbę @Rodrigues
Właśnie skończyłem czytać 3 zeszyty Cwaniary autorstwa Emi de Clam, a właściwie Emilii Marlewskiej.
Na wstępie zaznaczę, że miała to być trylogia, ale będzie tetralogia (oby nie wersja jak z Dziedzictwem Paoliniego, że #4 miał 2 inkarnacje
). Autorka się nie wyrobiła z wątkami, ale akcja się zagęszcza i chyba widać koniec, więc może... może...!
Mamy więc córę herszta złodziei, mamy trefne zlecenie i jazda! Widać, że pomysł na fabułę jest (i to nie tylko na zawiązanie). Pojawiają się kolejne wątki i kolejne postaci, jednak się ze sobą wiążą, spinają, jednym słowem - dążą do apogeum w finale i jakiejś konkluzji. Jednak widać, że nie mamy do czynienia z dziełem wymyślonym od A do Z i konsekwentnie realizowanym. Odnoszę wrażenie, iż w głowie autorki powstał pewien rys historii, szkielet. A w trakcie pisania wpadały kolejne pomysły jak obudowujące ten konstrukt cegiełki. Jednak jest to spójne.
Trzeba przyznać, że 2 pierwsze tomy może i zapowiadały jakąś grubszą akcję w offie, ale dopiero 3 nadał rozpędu, nakreślił (z grubsza) tło całego konfliktu, opisał magię świata przedstawionego (nie bez przyczyny enigmatyczną, a wręcz prawie nieobecną w poprzednich). Sporo jednak pytań się pojawiło z samych odpowiedzi i apetyt na finałowy zeszyt. Może i serię prequelową? Nie, nie jest zapowiedziana, ale miło by było takową przeczytać.
Kreska mocno ewoluowała na przestrzeni tych stu kilkudziesięciu stron (chyba najlepiej to widać po zbirze zwanym Szczurlikiem):
V Ale wciąż jest bym rzekł mangowa. Mangowa w takim "polskim stylu". Wiecie o co chodzi (?) Takie nieco nieudolne naśladowanie Japonii z domieszką innych stylów + kolor. Kojaży mi się to z manplą/mangopolo/polską mangą/czy jak to tam zwą. Może niesłusznie. Muszę jednak od razu zaznaczyć, że rysunek stoi o kilka klas wyżej niż inne komiksy tego typu na które się natknąłem. Nawet ten z I zeszytu ma swój klimat i trochę szkoda mi odejścia do bardziej "realistycznego" w zeszycie III.
Postaci są przyjemne, stoi za nimi jakaś historia, dramaty, cele... Da się je polubić, lub poczuć antypatię. grunt, że nie są czytelnikowi zupełnie obojętne.
Cwaniara jest sprytna, porywcza łatwo daje się wplątać w łajno, a przy tym jest pocieszna. Pełna energii i momentami nieco ciapowata. Nie sposób jej odmówić charakteru.
Najlepsza kumpela, kamratka spod Jolly Roger'a to oddana przyjaciółka, pyskata (jak zresztą i poprzedniczka) i roztrzepana (co trzeba mieć w głowie by pomylić okręt ojczulka z jakimś innym i dalej mienić się piratem...?!). Razem tworzą zgrany duet.
Wspomniane zbiry też nie są zbirami dla bycia zbirami. Mimo, że mają różne cele połączyła ich wspólna misja pozwalająca zrealizować je oba. A może łączy ich coś więcej? Na pewno dobrze ze sobą współgrają jako łagodny mięśniak i wredny łajdak-knypek
Wspomnę jeszcze o Ruu, wierzchowcu Cwanej, który nie jest rumakiem, a gadem, mimo iż z wyglądu to chyba ptak (?). Jego oddanie swojej pani jest godne podziwu, choć ta nie jest dlań zbyt miła. Przynajmniej nie zawsze. Sceny z nim zawsze wywoływały we mnie śmiech.
No właśnie, skoro przy Ruu i śmiechu jesteśmy...
Ważny jest tu humor. Dużo go autorka zapodała, ale nie nazwałbym jej dzieła stricte komedią. Mamy fajne nazwy i imiona - okazuje się, że "Cwaniara" to nie "pseudonim artystyczny" bohaterki, a zdrobnienie od jej prawdziwego imienia, czyli Cwana. Mamy też hrabiego du Bąk, ale i urokliwe miejsce jak Skrajdół, a ponadto parę bardziej fantazyjne, acz swojsko nazwanych lokalizacji. Są żarty w dialogach i sytuacyjne, dzięki czemu wartką fabułę czyta się jeszcze szybciej. Na minus dodam tylko zrobienie z dwójki bohaterów homośiów tylko po to by rzucić żartobliwy komentarz na temat wagi jednego z nich (choć muszę przyznać, śmiechłem).
Fabuła odhaczona, kreska też, o postaciach się wypowiedziałem, otarłem się o humor... Coś jeszcze? Może ogólne wrażenie: przyjemne czytadło, czekam na zakończenie z niecierpliwością, bo warto. Dzieło nie jest jakoś wybitne, nie zmieni waszego postrzegania świata, ale to też nie jest ten kaliber. Ma starczyć na odstresowanie po ciężkim dniu lub przerywnik dla ambitniejszej literatury. I taką funkcję doskonale spełnia.
Z końcową oceną poczekam do lektury zeszytu IV.