"Rozkwit i upadek Imperium Triganu"Po lekturze moje wrażenia mogę podsumować krótko - kwintesencja mieszanych uczuć.
Przed zakupem przeczytałem fragmenty na dostępnych w sieci planszach, więc wiedziałem, na co się piszę. Zresztą mniej więcej było jasne, czego można się spodziewać po historii, która swoje początki miała w latach '60. A raczej po sposobie jej opowiadania. Nie będę się wymądrzał, że na sztuce komiksowej znam się nie wiadomo jak, ale dzisiaj zupełnie inaczej wyglądają scenariusze. A w "Imperium Triganu" bez liku jest miejsc, gdzie narrator opowiada coś, co widać w kadrach, lub przypomina coś, co wydarzyło się raptem dwie strony wcześniej. Ech, ileż razy pada stwierdzenie, że
Janno jest bratankiem Trigo
Historia jest do bólu naiwna. Szczęśliwe przypadki, deus ex machina tu, plot armor tam... Nieracjonalne działania bohaterów, niekonsekwencje w ich poczynaniach i uczuciach żywionych do innych, znikające i pojawiające się ponownie postaci. Mam wrażenie, że tu jest całe bingo tego, jak nie powinno się prowadzić opowieści. Ramotka z mnóstwem wad.
A jednak z drugiej strony... Paradoks, taki trochę niewytłumaczalny. Nie cierpię tego stwierdzenia w recenzjach, ale tutaj jakoś mi to pasuje - czytając bawiłem się całkiem nieźle. Postaci dało się polubić i im kibicować, nawet jeżeli od czasu do czasu wywracając oczami przyszło pomyśleć "chłopie, co ty robisz?". Spodobał mi się wykreowany świat planety, na której dzieje się akcja. Taka futurystyczna starożytność. Choć tutaj zasługę przypisałbym ilustratorowi. Bo też komiks ten jest, moim skromnym zdaniem, przepięknie namalowany. I to jest zdecydowanie lepsza strona "Imperium Triganu". Wcale się nie dziwię, że Neil Gaiman mówiąc "Don Lawrence namalował komiks, który pokochałem" pominął tego drugiego, który to napisał.
Nie wiem, czy kupię drugi tom (jeżeli Kurc wyda). Ale nie wykluczam.