"Niewidzialni" tom 1.
Wszyscy, którzy uwielbiają styl Granta Morrisona po przeczytaniu "Niewidzialnych" będą wielbić go bardziej.
I na odwrót - osoby nie będące fanami Szkota na pewno nimi nie zostaną.
"Niewidzialni" to bowiem Morrison do kwadratu, albo nawet do sześcianu.
Czego tu nie ma? Tłum dziwacznych postaci. Zagmatwana fabuła, którą póki co ciężko poskładać w jakąś sensowną całość. Podróże w czasie. Rozmaite ludzkie dewiacje, makabra, przemoc i wynaturzenia...
Podstawowy problem który miałem z tym komiksem, to młodociany, antypatyczny główny bohater, wokół którego kręci się historia. Nie sposób go polubić, ani w żaden sposób mu kibicować. Historię śledzi się więc z ciekawością, ale bez większych emocji (chyba, że mamy na myśli poczucie obrzydzenia, które pojawia się momentami).
Rysunki są poprawne, charakterystyczne dla Vertigo w tego okresu. Niemniej okładki Bollanda obiecują jednak dużo ciekawszą warstwę graficzną, niż to co niestety oglądamy w rzeczywistości.
Autor recenzji w magazynie KZ twierdzi, że pierwszy tom "Niewidzialnych" jest tym najsłabszym i że nie należy się nim zniechęcać, tylko sięgać po kolejne. Cóż, mnie póki co opus magnum Morrisona zmęczyło na tyle, że mocno zastanawiam się, czy mam ochotę na dalsze śledzenie losów bohaterów tejże historii.