Po kilku miesiącach przerwy, w trakcie której wprost nie mogłem patrzeć na komiksy wczoraj coś przeskoczyło i siedzę właśnie nad "Knightfall".
"Venom" i "Zemsta Bane`a" już znałem toteż zaskoczeń nie ma żadnych natomiast obecnie czytając bardziej pod kątem analitycznym niż "emocjonalnym" idzie dostrzec dołki fabularne i miejsca gdzie intryga charakteryzuje się cieńszym splotem i nie wiem czy w tym momencie nie jest to najciekawsze doświadczenie czytelnicze związane z tymi historiami.
Co w niczym nie zmienia faktu, że dla kogoś wychowanego na historiach z lat 80-90-tych to jest wzorzec z Sevres komiksu SH. Ten sposób ilustrowania, te "ilości tekstu", ten Nietoperz-Detektyw, który musi kalkulować czy jest w stanie pokonać dwóch osiłków na raz - Egmont z pełną premedytacją zaserwował tutaj bombę sentymentalną, która chyba nie ma prawa nie sprzedać się.
I tak siedząc nad historiami z początku lat 90-tych aż się prosi żeby E. raczył pociągnąć ten motyw sentymentalizmu i choćby równolegle, ale jednak rzucił na rynek zeszyty ilustrowane przez Breyfogle`a.
Przynajmniej dopóki "dziadki" z pokolenia TM-Semic mają najwięcej do powiedzenia, bo najwięcej do wydania.
Egmoncie do dzieła!