WE3 - historia od Granta Morrisona o zwierzętach z których zrobiono superżołnierzy a potem postanowiono się ich pozbyć. Normalnie bym powiedział, że ok, ale po Doom Patrolu ciężko się czyta tak nieskomplikowaną fabułę od tego autora. Nic specjalnego.
Parszywy drań 1 i 2 - trochę obyczajówka, trochę akcyjniak, trochę przygodowy. Da się czytać, ale nic specjalnego. Skład Główny to to nie jest.
Podejdź bliżej - fajnie narysowany komiks obyczajowy o historii rodzinnej - z jednej strony potomek nazisty, z drugiej córka niedoszłego żołnierza USA. W sumie nudy, dodatkowy minus za kolejne wybielanie niemieckich, nazistowskich śmieci.
Komarów - bełkot, w którym amatorzy doszukiwania się głębszego sensu w byle czym mogą znaleźć coś dla siebie.
Piekło, niebo - obyczajowy komiks o byciu nieinteresującym nastolatkiem, nikim specjalnym. Jak na pierwszy komiks autora to nieźle, ale dałoby się wycisnąć więcej z w sumie ciekawego tematu
Baby's in black - obyczajowy komiks o początkach Beatlesów a dokładniej o piątym Beatlesie i jego związku z Astrid Kirchherr. Fajne, dobrze napisane, niebanalne. Mimo że temat wydawał mi się mało interesujący, to jednak wciągnęło. Niezłe, polecam.
Droga na Molo w Wigan - w sumie trudno to nazwać komiksem, bo to chyba 8 stron, zanim się rozpędzi, to już koniec. Ale wzbudziło zainteresowanie, a to już coś.
Festiwal - kapitalna warstwa graficzna. Jeśli ktoś uważa się za miłośnika komiksu i uważa że te patyczaki są słabe, a jednocześnie podnieca się na myśl o kolejnym generycznym frankofonie z Lost in Time, to nie znajdę z nim wspólnego języka. Tutaj jest bardzo ciekawie, oszczędne lekko mówiąc środki wyrazu autor potrafi zamienić w bardzo ciekawy graficznie produkt. Bardzo mi się.
Odnośnie treści - tutaj mam większy problem, ale nie tyle z komiksem, co z faktem, że to jest umiejscowione w początkach PRLu. Epoki, której nienawidzę z całego serca, która powinna zostać z historii Polski wypalona żelazem, obsypana solą, wyburzona i zapomniana na wieki (i dokładnie chodzi tu o ten wczesny PRL, a nie lata 70-80-te). Więc bardzo ciężko mi być pozytywnie nastawionym, bo mnie to po prostu nawet nie interesuje, a wręcz odrzuca. Ale nie da się nie dostrzec wielu smaczków, które autor powtykał w tę historię, które same w sobie są znacznie ciekawsze niż sam Festiwal. Żyd profesor czekający na syna, który przyjechał z reprezentacją z Izraela, "nigdy ci nie mówiłam ile razy mnie...", "trzyosobowa spółdzielnia pracy "paryżanka"", czy "Dobrze Hitler zrobił z Żydami". Pod płaszczem święta jakim był Festiwal działy się rzeczy smutne i tragiczne, choć w dużej części niedopowiedziane. To te rzeczy bardziej mnie interesowały, niż sam Festiwal. To jeden z lepszych polskich komiksów. Wnikliwy czytelnik, bez takiej odrazy do epoki, wyniesie z tego komiksu jeszcze więcej.
Brzask - celowo przeczytałem najpierw Festiwal, żeby móc porównać te dwa komiksy. Brzask jest dużo bardziej przystępniejszy w formie i w treści. I dotyczy tematu, który jest bliski wszystkich Polakom, czyli przeżyciu Powstania przez ludność cywilną (akcja dzieje się już po). Niestety jest dużo krótszy niż Festiwal, przez co nie da się odpowiednio przetrawić tematu, kończy się zanim się zacznie. Chętnie przeczytałbym ten komiks gdyby był kilka razy większy objętościowo, gdyby mocniej uderzał po głowie. Nie rozumiem dlaczego został wydany w ten sposób (niedostępny do kupienia dla szerszej publiki) - wreszcie ktoś napisał nie o Powstaniu, bo o tym już milion rzeczy, lecz o cywilach, którzy musieli sobie poradzić. Nawet w tej skróconej, jak dla mnie, formie, jest to komiks lepszy, dojrzalszy, niż 99% tego co wydają Polscy autorzy.
Sam i Twitch 1-4 - początkowo naprawdę niezły klimat, fajni główni bohaterowie, niestety od połowy zaczyna się zjazd w dół jeśli chodzi o fabułę i na koniec wychodzą jakieś głupoty.
Batman Sędzia Dredd Wszystkie spotkania - nie przepadam za crossoverami, ale tutaj było całkiem fajnie. Jak dla mnie to bardziej Dredd niż Batman i rysunki Bisleya świetnie się tutaj sprawdziły. Historia z Lobo jest strasznie słaba.