Yans to seria, z ktora nie laczy mnie zadna nostalgiczna wiez z dawnych, szczeniecych lat. Oczywiscie slyszalem o tym tytule wieloktornie, ale tak jakos wyszlo, ze nasze drogi nigdy sie nie skrzyzowaly. Nie jestem takze super swiezakiem w temacie, bo posiadam na polkach Egmontowe wydania zbiorcze z lat 2014-2015, te fajne integrale na offsetowym papierze. Naszlo mnie ostatnio na odswiezenie, a wlasciwe ukonczenie lektury, ktora zaczalem dawno temu, ale nigdy nie skonczylem. Poniewaz przewija sie tam mnostwo postaci i watkow, opcja byla jedyna - czytam od nowa w calosci. I co? Wrazenia z lektury sa takie sobie. Wiele razy spotkalem sie z opiniami, ze Yans zaczyna sie genialnie, ale gdzies, cos, pozniej zaczyna sie rozklejac i poziom spada na leb na szyje. Moim skromnym zdaniem ten poziom nigdy wysoki nie byl. Czytajac hurtem wszystkie 12 czesci powiedziec moge, ze seria oscyluje gdzies na poziomie przecietnosci przez caly czas. Jedyne co wyroznia poczatek to przwijajacy sie wciaz watek krolowej Ardeli (stanowiacy dluzszy story arc) oraz rysunki Rosinskiego. Ja tam nie dotrzegam niczego nadzwyczajnego co faktycznie mogloby potwierdzic, ze tak - poczatek jest super, pozniej jest be. Rozwiazania fabularne sa banalne, glupotki gonia glupotki i z kazdego kolejnego tomu bije mega ramotkowosc. Nie raz, nie dwa trzeba zacisnac zeby, przymknac oko i przyjac na klate, ze jest jak jest, tak wymyslil scenarzysta. Jak wspomnialem wczesniej - nie czytalem Yansa za dzieciaka, wiec nie moge stwierdzic, czy seria slabo sie zestarzala, ale gdybym musial zaryzykowac, powiedzialbym, ze tak sie wlasnie stalo. Tym razem udalo mi sie doczytac calosc do konca, ale z bardzo umiarkowana przyjemnoscia. Nie byl to jakis dziwny kronikarski fetysz, ze musze, ze drugi raz nie skonczyc nie wypada. Seria ma momenty gdzie jest calkiem ok, gdzie potrafi wciagnac i zaciekawic, niestety nie ma ich duzo. Mysle, ze w oczach tych, ktorzy z Yansem dorastali, seria wypada lepiej, jednakze ja tego powiedziec nie moge.