Aha... to lepiej żeby rynek był wąziutki, lepszy biedny i ledwo widoczny dla potencjalnych klientów?
Cały czas nie rozumiem, dlaczego przypisuje mi się tutaj jakieś niecne intencje?
Odnoszę się przecież jedynie do kuriozalnego (moim zdaniem) stwierdzenia o domniemanym świetnym rynku komiksowym w naszym kraju.
Nie oceniam, co jest lepsze, ani jaka oferta powinna dominować.
A skoro już bawimy się w analizy bardziej rozwiniętych rynków, to jedynie dyskretnie przypomnę, że potęgę rynku amerykańskiego w obecnej formie, zbudowano na rządowym finansowaniu i milionowych nakładach.
Podobnie z rynkiem frankofońskim, specjalne regulacje prawne, wsparcie rządów i instytucji kościelnych.
Wszystko to w celu wsparcia rodzimych wydawców i twórców.
Komiks polski jest jednym z wielu elementów rynku, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie chce go wciskać jako głównego nurtu publikacji, chociaż dokładnie tak zrobili u siebie Amerykanie, Francuzi i Belgowie.
Twoim zdaniem takie działania nie mają sensu, chociaż dokładnie tak zbudowano nawiększy rynki komiksowe?
Zadziwiające podejście.
I pozwolę sobie powtórzyć, bo widzę, że naprawdę nie dociera. Zachodnie wydawnictwa komiksowe nie rozpychają się na naszym rynku, robią to franczyzowe koncerny, które naprawdę niewiele mają wspólnego z robieniem komiksów. Kupują licencję i rozprowadzają produkt na danym rynku, tak długo, jak długo są w stanie na tym zarabiać w przewidywalny sposób, więc proszę mi nie opowiadać o „zachodnich koncernach komiksowych”, bo jedyny jaki u nas działa, to Disney, ale oni nie bawią się u nas w wydawanie komiksów.
Zrządzeniem losu na czele krajowego oddziału jednego z koncernów franczyzowych stoi pasjonat, który przynajmniej próbuje wywalczyć odrobinę autonomii, ale nawet on jest uzależniony od ostatecznych decyzji biznesowych zagranicznych decydentów.
Ja nie wiem co się da, a co się nie da. Nie mam zielonego pojęcia, co musi się stać, żeby nasz rynek był naprawdę rynkiem komiksowym, a nie makietą, ustawioną ku zadowoleniu garstki „egalitarnych kolekcjonerów”. Nie dysponuję receptą na budowę takiego rynku.
Ale jestem głęboko przekonany, że to co mamy obecnie, to jakaś przesycona licencyjnymi przedrukami potiomkinowska atrapa, a nie rzeczywisty rynek komiksowy.
Oczywiście nikomu nie narzucam swojej opinii, ale nie bardzo rozumiem, dlaczego z takim uporem usiłujecie mi wcisnąć, że to kółko jest kwadratem?