Które komiksy uważaliście za dobre, a może nawet zachwycaliście się nimi,
a po pewnym czasie i kolejnym czytaniu zaliczyły zjazd (totalny zjazd) ?
I na odwrót. Czy rozczarowaliście się jakimś komiksem, odłożyliście zniechęceni,
a po jakimś czasie daliście mu drugą szansę i okazało się, że to jednak jest dobre ?
Spadek w dół:
Najłatwiej wymienić komiksy z dzieciństwa, choćby Wróblewskiego, które już dziś nie chwytają.
Albo Semiki gdzie poza Punisherem i dwoma pierwszymi rocznikami Batmana, reszta dla
mnie niestrawna. Ale z ery nowożytnej też się coś znajdzie:
Universal War I - kilka lat temu wielkie wow! Wysoko oceniona epopeja. Ostatnio
wróciłem z zamiarem miłego spędzenia czasu i porażka. Załamała mnie ta naukowa gadanina.
Stereotypowe postacie, durne wątki obyczajowe, nielogiczności. Męczyłem się, w pewnym momencie
tracąc kontrolę nad fabułą. Sam nie wiem co mnie wcześniej zachwyciło.
Skarga utraconych ziem - czytane pierwsze wydania. Wtedy rewelacja. Po latach to już było nie to.
Nie powiem, że to zły komiks, ale już mnie nie ruszał. Nie wciągnął mnie ten świat. Sprzedałem.
Durango - początkowo dobra seria. Chętnie brałem kolejne części. W długim oczekiwaniu na 18 tom,
odświeżyłem sobie całość, w tym kilka ostatnich nieczytanych tomów i minka mi zrzedła. Kurcze,
jakie to było przeciętne, momentami mierne. Sprzedałem.
Korriganie - za pierwszym razem, całkiem wyborne fantasy. Ostatnio powróciłem i nie dałem rady
przeczytać do końca. Nawet grafa nie chwyta. Bo co z tego, że styl świetny skoro postacie i reszta
mi nie pasują.
Awans w górę:
Wieczna wojna - czytana po raz pierwszy w Fantastyce. Pierwszy album jakoś dobrze wchodził,
ale potem zawsze odpadałem. Po latach skusiłem się na wydanie Egmontu i mnie olśniło.
Rewelacyjna historia, do której widać musiałem dojrzeć. Mój top SciFi.
Corto Maltese - wieki temu podłapałem gdzieś czarno białą "Balladę o słonym morzu". Rysunek
jakiś niechlujny, bohater patyczak, gadają o czymś i gadają, Nuda. Rzuciłem w cholerę.
Skusiłem się gdy Egmont wydał w kolorze i padłem na kolana. "Opowieść słonych wód", niemal
arcydzieło. Prawie się popłakałem pod koniec. Cała seria świetna.
Punisher Max - pożyczyłem sobie pierwszy tom zaraz po ukazaniu. Potem drugi zaledwie przekartkowałem.
"To nie jest mój Punisher" wydałem wyrok. Po kilku latach złamałem się i zacząłem od nowa.
I kurczę jakoś w to wszedłem. Nadal najbardziej wolę "stare" Punishery, ale ta seria też jest
całkiem dobra.
Po latach też zmieniłem zdanie co do serii Storm. Dawniej uważałem, że to najgorsze co
wydała Fantastyka w swoim "Komiksie". Teraz to dla mnie zupełnie przyzwoite SciFi. Choć szkoda,
że ostatnie numery poziomem znowu dołują